|
Każdy widział chyba takie sytuacje jak opisane wyżej i dlatego ja jestem pesymistą jeżeli chodzi o rybność łowisk PZW. W Polsce od wieków panuję zasada, że "chłop żywemu nie przepuści" i nie ma znaczenia czy jest głodny czy nie, co najwyżej odda w prezencie sąsiadowi lub kota nakarmi (pisze tu o "podlejszych" gatunkach ryb). Niektórzy uważają, że wyznacznikiem ich "mistrzostwa" jest pełna zamrażarka pstrągów. I tego obawiam się nie da się zmienić. Kiedyś miałem nadzieję, że wzrost zamożności społeczeństwa spowoduję to masowe wybijanie ryb i rozpowszechni zasadę "no kill". Ależ skąd, myślenie w ten sposób to był błąd. Przekonałem sie niejednokrotnie, że ktoś kto łowi wędką za 2,5 tys zł. i przyjeżdża nad wodę samochodem za 300 tys. zł, wcale nie jest mniej pazerny na rybie mięso niż ten łowiący wędką za 100 zł. który przyjechał PKP. Mentalność chłopa wiecznie głodnego chłopa pańszczyźnianego przetrwała. Może za parę pokoleń coś się zmieni. Nam obecnie żyjącym pozostało liczyć tylko na to, że będzie więcej łowisk takich jak Raba, górna Wisła, gdzie są zarybienbia i ochrona. Dlatego zamiast narzekać na ceny licencji (co niedawno miało miejsce na tym forum) uważam, że powinniśmy chwalić Boga, że są ludzie tacy jak Panowie Jeleński czy Wilk którzy chcą być prawdziwymi gospodarzami na wodach, bo z całą pewnością PZW takim gospodarze nie jest.
Pozdrawiam
Wojtek
|