| |
Skoro zaingerowalismy, jako ludzkosc, tepiac niektore gatunki, czy tez tylko ograniczajac ich populacje, to teraz musimy robic to stale. O rownowadze bedziemy mogli mowic, jak zostawimy cala przyrode w spokoju na powiedzmy 50 lat. Niestety, wydaje mi sie to malo realne. Ochrona zagrozonych gatunkow, to szlachetny cel, ale ZAWSZE trzeba uwazac, by nie wylac dziecka z kapiela. Mamy zbyt wiele przykladow, gdy chronione gatunki, nie majace naturalnego wroga, zaczynaja przynosic szkody.
Za wzór poprawnego gospodarowania zasobami przyrodniczymi podaje się mysliwych. Także leśników. Obie "nacje" starają się o utrzymanie równowagi. Jeśli dzików, jeleni, saren jest zbyt dużo, to populację się zmniejsza. Wydaje się zezwolenia także na odstrzał zwierzyny chronionej. Tyle że zarówno mysliwi, jak leśnicy prowadzą na swoich włościach badania oraz stały monitoring i doskonale znają tzw. "pojemność" łowisk.
Ze strony korporacyjnej PZW absolutnie nie widać, że choćby przy ZG funkcjonuje komórka naukowa, nikt nie wie ile jest ryb w wodzie i jaka naprawdę jest presja - rybaków, wędkarzy, kormoranów. Nawet na tak łatwych do zbadania i monitorowania rzeczkach pstrągowych.
Kormoranów jest potworna ilość. Na jesiennych przelotach wzdłuż Wisły, zasłaniały niebo, a miejsca ich postojów stały się rybną pustynią. Na mój prostacki gust trzeba by było wytłuc tego badziewia mnóstwo. W tej chwili to gradacja na miarę brudnicy mniszki. I w tym tkwi problem.
Jednak żaden minister nie zniesie ochrony na jakikolwiek gatunek, dopóki nie zostanie przekonany, iż tak należy zrobić. A kto ma wykazać, iż liczba kormoranów stała się zagrożeniem? PZW? Organizacja, która nie wie, że odłowy na rzekach i nadmierna eksploatacja jezior zagraża rybim populacjom i wciąż "podnajmuje" wody sieciarzom. Organizacja, która nie wie jak wiele i jak bardzo selektywnie rabują wody wędkarze i nie ma odwagi - poza nielicznymi wyjątkami - zawalczyć nawet z własnymi członkami...
Nie ma szans - kłusole, sieciarze, my sami, przy wydatnej w tej chwili pomocy kormoranów, wyrabują wody do spodu. Nie ma lobby chroniącego ryby w tym kraju. I nie będzie, bo nie ma racji wyliczalnych, argumentów niezbitych. Jedyne badania w PZW, jakie są prowadzone, to lekarskie badania okresowe etatowych pracowników rozmaitych zarządów.
Rozumiem, że można bić pianę, od tego wszak są fora w wędkarskim internecie, ale kłócić się o tę pianę, znieważać? To już chyba faktycznie warto palnąć... się w łeb.
|
