|
Były kiedyś czasy, gdy popełnienie przestępstwa pod wplywem alkoholu ( np. spowodowanie wypadku samochodowego ) bylo okolicznoscią łagodzącą. Niby się oficjalnie o tym nie mówiło, ale sąd kwalifikował to do kary łagodniejszej. Potem na szczęście sposób myślenia uległ całkowitej zmianie i teraz jest dokladnie na odwrót. Tak samo powinno być z tzw."biedą" , która najczęściej staje się okolicznością łagodzącą przy wiemierzaniu kar za kłusownictwo. Powstaje osławiony już zwrot "mała szkodliwość społeczna", a bezkarny przestepca, dodatkowo zachęcony przez postawę sądu nadal uprawia kłusowniczy preceder, no bo "jest biedny" i nie stać go na jedzenie. Idę o zakład, że rzeczywistość jest taka, iż prawie nikt z kłusowników nie umarłby z glodu, gdyby nie kłusował. Skoro stać ich na sprzęt do kłusowania, na pewno stać by ich bylo na dokonanie stosownych opłat zezwalajacych na wędkowanie. A przy dzisiejszych, strasznie liberalnych, przepisach PZW, pozwalajacych wziąć jednorazowo całkiem sporą siatę ryb ( mam tutaj na myśli wiekszość karpiowatych ), każdy może polowić na potrzeby własne. Dlatego raczej wolałbym, żeby sądy nie odpuszczały, tak, żeby każdy kłusownik był ukarany stosownie do istniejacych paragrafów, aniżeli drakońskie zaostrzanie kar - 5000 nikt z wiejskich kłusownikow i tak nie zapłaci, bo po prostu nie bedzie miał z czego. A zapłacone 500 zlotych za każdym razem, kiedy zostanie złapany odczuje dotkliwiej i mocno się zastanowi zanim wyjdzie"na zbój".
|