|
Bez kołowrotka
Bez much
Bez woblerów
Z dolnikiem i szczytówką nie do pary
A raz o mały włos nie zgubiliśmy członka wyprawy - trzasnął z tyłu drzwiami, no to w drogę, a on po prostu zamnkął je coby sobie na zewnątrz jeszcze zapalić... A największy ubaw mieli z tego niemieccy Zolle, którzy sobie to wszystko obserwowali...
Ale bohaterem historii jak z Archiwum X był pewien pstrąg. Rok 1991, na Dunajcu ciężko przejść przez rzekę żeby ryby nie nadepnąć, no więc z Ojcem szybki komplet (5 na dwóch, bo łowiłem na jego kartę). Oprawiamy rybki przy domu, ale w koszyku sa tylko 4. Nic, ryba zabita, nie może się zmarnować - z powrotem nad rzekę, marsz prawie nocą przez olszyny, przetrząsanie po omacku traw w miejscu gdzie robiliśmy zdjęcia i nic. Wracamy z kacem, że zamordowaliśmy pstrąga na próżno. W domu koszyki w kąt, zaglądam do środka a tam pstrąg. Jak do cholery 30++ centymetrowa ryba może się ukryć w koszyku muszkarskim? Od tamtej pory wierzę w dziury w czasoprzestrzeni, pomroczność jasną i takie rzeczy.
pzdr
Ł.G.
|