|
Przemku. Twoje pytanie - takie bardziej retoryczne. Powiem Ci tak. Mieszkam w Puławach (ca.50 tys.). Trzy koła wędkarskie. Pstrągarzy kilkudziesięciu (muszkarzy kilkunastu). W pobliżu jedna rzeczka-Bystra. Okręg dba tyle, ile może. Chcemy, by ryby było więcej, bo i przyjezdnych łowi trochę. Co robimy? Ano zrzucamy się na materiał i zarybiamy (w porozumieniu z Okręgiem). Niedawno zebraliśmy na wylęg, który podchowamy do jesieni w jednym z dopływów (zanim trafi na patelnię miejscowych). Okręg (po przetargach) zaproponował zmniejszone tegoroczne zarybienia. Podobnie zrobili koledzy z Lublina. Do wylęgu dorzucili się koledzy z Nałęczowa i Zwolenia. Miesiąc temu z dopływu odłowiliśmy narybek. Okręg dał ichtiologa z agregatem, samochód z basenem. Pomaga każdy, kto może. Sprzątamy rzekę, budujemy kryjówki tam, gdzie ich brakuje. Ostanio z własnoręcznie zrobionej kolega wyjął 36 cm. Wiesz jaka radość? Każdy pomaga ile może. Jeden da trochę forsy, inny poświęci czas, nawet urlop. Oczywiście łowimy i dalej, ale zawsze mamy Bystrą z ładnymi rybami (medalowe padają każdego roku). I eksperymentujemy z jeszcze mniejszymi ciekami. Na pstrąga w okolicy Lublina możesz natknąć się wszędzie (nie dzięki kaczuszkom-zapewniam). W pobliżu Warszawy ładnych rzeczek raczej też nie brakuje. Mam na myśli te należące do krainy ciernika. Nikt nie będzie miał za złe, jeśli w takiej nagle pojawią się pstrągi. Takie siurki nikogo nie interesują. One czekają na jakieś poważniejsze ryby. Nic innego tam nie będzie chciało mieszkać. Trzeba chcieć. Nic więcej Przemku.
Pozdrawiam
|