|
Grzesiu widze już ze nie jestem sam w moich przemyśleniach i wiem ze jest nas wielu ja też nie jestem bez winy, jak to ktoś powiedział każdy "kiedyś dojżewa do No Kill no nie każdy", najwiekszą satysfakcją sa wielkie oczy i dziwne miny Kilera widzacego jak sie uwalnia pstraga, naprwde cudowne uczucie.
Witam!
I ja bym chciał dołaczyć się do tej opinii.Niesamowitym uczuciem jest uwolnienie złowionej ryby.A jeżeli jeszcze widzą to inni wedkarze i z zazdrościa patrzą to już pełnie szczęścia.Zobaczcie ile w tym jednym geście zawiera się rzeczy.Po pierwsze ryba żyje,po drugie pokazujemy że mozna. Potem ktoś kto złowi rybe i ja zabije chociaz się zastanowi nad tym a nie uderzy mechanicznie"tak jak zawsze".Olbrzymim sukcesem jest juz sam fakt rozpoczęcia procesu myślowego.Ja sam nie wpadłbym na pomysł puszczania ryb gdyby nie koledzy z 3-miejskich klubów.Zobaczyłem,pomyślałem i zaczełem.Troche to trwało ale sie udało.Teraz dzikusy do wody a na patelnie tęczak z łowiska specjalnego.Z drugiej strony nie uwazam że zasade"No Kill"trzeba pod rygorem kary śmierci stosowac zawsze.Najważniejszy jest umiar i myślenie nad wodą.Jeśli wszyscy znalezli by ta subtelna granice między zabrać a wypuścić,no to suchą noga na drugi brzeg.
Pozdrawiam.
Wiktor.
|