|
Zasada "no kill" jest de facto sprzeczna z obowiązującym prawem. Żeby wygrać konkurs na określoną wodę, należało zadeklarować po prostu duże zarybienia. Gdyby wędkarze nie zabierali ryb, w końcu byłoby ich więcej niż wody... (ha, ha).
Podpisuję się pod wszystkim co w sprawie "no kill" napisał Tomek Z. Jeżeli ktoś nie rozumie jego wywodów, to po prostu, trudno.
Od siebie dodam tylko jeden argument.
Od kilku lat prowadzę zajęcia dla studentów z przedmiotu "wędkarstwo". Trafiają tam zupełnie inni ludzie niż na to forum. Jednak to oni stanowią przekrój społeczeństwa, a nie forumowicze.
W ich kategoriach myślenia, my jesteśmy "nawiedzeni".
Zapewniam wszystkich, że przeciętny obywatel tego kraju rozumie i akceptuje łowienie ryb, w celu ich zjedzenia. Natomiast łowienie i wypuszczanie ryb tylko po to, aby mieć z tego satysfakcję traktuje jako sadyzm.
Piszę to po to, aby uzmysłowić co poniektórym, że w demokracji większość ma rację. Prawo tworzy się dla większości. Inaczej nie jest społecznie akceptowalne.
A ha i jeszce jedno, ze dwadzieścia pięć lat temu, po wypuszczeniu jakiegoś marnego, ale wymiarowego szczupaczka (a wymiar był 40 cm), facet który obok kosił łąkę, omal nie wrzucił nmie za to do rzeki. "Co ty gówniarzu sobie myślisz", do dzisiaj pamiętam jego słowa. I pewnie dzięki temu, nie jestem ortodoksem w stosowaniu żadnych zasad.
|