|
Nie potrzeba wydać 1200 zł by połowić na Sanie, są dniówki po 50 zł.
Znam takich co wrócili z Norwegii czy Szwecji mocno zawiedzeni - nie zawsze jest św. Mikołaja.
Znam piękną rzekę w Norwegii, gdzie faktycznie opłata nie jest wysoka, ale w dwa lata Niemcy, Polacy i Czesi sprowadzili ją do parteru - poza krajobrazem niewiele tam atrakcji.
Prawidłowość - mała cena, duża presja i ... po rybie.
Nie tylko rybka i to na patelni ma znaczenie.
Sporo wędkarzy ugania się po Świecie za niezapomnianymi wrażeniami z kontaktu z przyrodą, a trzeba przyznać że San to światowa perełka.
PZW swą chaotyczną i zupełnie przypadkową gospodarką doprowadził do totalnego bezrybia.
Błyskawicznie malejąca liczba członków PZW ugania się po Polsce za resztkami ryb, ponosząc olbrzymie koszty dojazdu do łowisk, w jednocześnie płacąc symboliczne składki na zagospodarowanie i ochronę wód.
Ta symboliczna składka jest nagminnie marnotawiona na nieprzemyślane zarybienia pod hasłem sprawozdanie na koniec roku musi wyglądać okazale.
Pstrążęta walone masowo w jedno, dwa miejsca dają efekty sprawozdawcze, ale gospodarczych z pewnością nie.
Jakiś mechanizm musi temu zramolałemu tworowi dać kopa, by wędkarstwo zaczęło funkcjonować.
Jeżeli nawet nieco prymitywne łowiska pstrąga tęczowego powstaną w zacznej ilości w pobliżu miejsc zamieszkanie wędkarza to z PZW odejdzie 60 % czlonków.
Być może to jest sposób by Ci pozostali zapłacili wyższe składki, wiążąc je z dziennym pobytem nad wodą, ograniczyli presję, zaczęli mądrze wydawać składkowe złotówki, wypuszczali większość złowionych ryb i to jest prosta recepta na sukces.
Na obecny sposób myślenia przeciętnego wędkarza złożyło się 50 lat nienormalności, dlatego większość nie wierzy że coś można zmienić i tak sobie dalej brniemy w przepaść.
Pozdrawiam.
|