|
Podpisuję się obiema rękoma!
Należy jednak dodać, że sama kluska wód nie wyrybiła - stało się to możliwe również dzięki powszechniej ich dostępności. Na wodzie o limitowanym dostępie można łowić i na robala, a ryby i tak będą. Z drugiej strony jestem pewny, że gdyby nie ołowianki, to mielibyśmy jeszcze po co jeździć na Bóbr, Dunajec czy Nysę Kłodzką.
Dodam jeszcze, że nimfa zaczynała się nie od "lamety" tylko od kilkucentymetrowego "haka" zrobionego z miedzianego drutu dwójki na którym nawinięte było parę piórek coby się nikt nie czepał, że to niby ciężarek. No i oczywiście prekursorzy nie zawracali sobie głowy sprzętem muchowym - powszechnie w uzyciu, zwłaszcza na Pomorzu były 3 - 4 metrowe chińskie i ruskie kije. Zresztą korzenie "kluski" sięgają również Słowacji.
Niestety, zrobiono z regulaminu prostytutkę no i zalegalizowano stan istniejący
Nie ma sie co czepiać dzisiejszych nimfiarzy - jest to jedyna metoda, która pozwala jeszcze raz na jakiś czas zobaczyć rybi ogon. Zło stało się wówczas, gdy wędkarzom nie wystarczały 2 - 3 ryby złowione na suchą i musieli mieć codziennie 5. No a dzisiaj złowienie 1 dobrej ryby na cały dzień to już sukces.
pzdr
L.G.
P.S. Temat już był wielokrotnie wałkowany na Forum i zawsze kończyło się awanturą...
|