|
Na początku - chciałbym podkreślić jestem gorącym zwolennikiem C&R. Może nie fanatycznym - i jeśli jest zapotrzebowanie na rybę to ją biorę, lecz robię to wyjątkowo postępuję tak dla dobra rzek, nie z powodów etycznych. Dodam ze nie miałbym nic przeciwko radykalnemu no kill - na wszystkich łowiskach pstrągowych Polski. Jednak zgadzam się całkowicie z Tomkiem Zienkiewiczem, że jeśli mówimy o etyce to właśnie zabicie ryby i zjedzenie jest znacznie bardziej etyczne niż no kill. Najpierw bez hipokryzji trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: w jakim celu łowimy – oczywiście dla zaspokojenia swoich ambicji, oderwania się od codziennosci, kontaktu z przyrodą, zaspokojenia instynktów atawistycznych (niech każdy doda swój własny punkt) – mówiąc ogólnie: łowimy by sprawić sobie przyjemność. Sprawiamy ją sobie mecząc żywe stworzenia. Podkreślam męczymy jedynie dla przyjemności - od tej prawdy nie uciekniemy. Jeśli łowię ryby i je wypuszczam to nie okłamuję się, nie wmawiam sobie, że nikomu nie wyrządzam bezsensownej krzywdy. Jednak chęć przyjemności (lub nieświadomość) jest na tyle duża, że łowimy mimo wszystko.
Z punktu widzenia etyki nie ma właściwie znaczenia czy kupimy rybę w sklepie czy ją złowimy w celach konsumpcyjnych. W jednym i drugim wypadku zdobywamy pożywienie poprzez uśmiercenie ryby( w sklepie nie swoimi rękoma). Jeśli ktoś nie jest ortodoksyjnym wegetarianinem, to zwierzęta są dla niego takim samym pożywieniem jak chleb. I w takim ujęciu spożywanie zwierząt jest naturalnym sposobem dostarczenia organizmowi potrzebnych składników do przeżycia – jak nasze pożywienie zdobędziemy w tym wypadku z punktu widzenia etyki ( nie estetyki) jest drugorzędne.
Natomiast dla gospodarki, środowiska i ekonomii najlepszy model łowienia to C&R. Bo ryby pozostają w wodzie, jest ich więcej itd.
To w zasadzie odpowiedź na pytanie Stanisława Guzdka.
A co do sportu to moje zdanie jest takie: post Lecha o ile napisany w szlachetnej sprawie jest fałszywym sylogizmem. Trywializując: sztangi, medali się nie zjada bo są niejadalne mogłyby zaszkodzić, ale gdy jako trofeum np. w zawodach dziecięcych są cukierki to się je łyka aż miło. Należałoby sobie zadać pytanie: czy wędkarstwo muchowe rzeczywiście jest sportem, czy bardziej łowiectwem. Lechu postawił tezę uznając ja za aksjomat. A może sportem jest wędkarstwo rzutowe - w nim chodzi o policzalny „papierowy” wynik. W wędkarstwie muchowym ( oczywiście w wielkim uproszczeniu) chodzi o zdobycz. Łowimy by złowić, nie zaś by dalej lub precyzyjniej rzucić. Te elementy pomagają nam właśnie w zdobyciu ryby. Wiem że mogą być przeróżne motywacje i już słyszę kontrargumenty „skąd on wie po co ja łowię”. Nie wiem, ale jeśli ktoś ma na końcu linki muchę z haczykiem i podaje ją rybom pod pysk, to musi liczyć się ze złowieniem. Jeśli ktoś rzuca pustym sznurem bez przynęty, wtedy mój wywód nie tyczy się jego ( ciekaw jestem ilu takich jest). Myślę że na te tematy mogłyby powstać całe tomy i prace doktorskie. W kilku zdaniach nie bardzo da się oddać złożoność problemu
Lechu sorry takie jest moje zdanie, choć, jak pisałem we wstępie, jestem wielkim zwolennikiem C&R, natomiast nie bardzo lubię demagogię i samookłamywanie. ( ta końcowa uwaga tyczy się mnie i nie jest aluzją do postępowania innych).
A swoją drogą czy zjadanie przez małoletnich zawodników trofeów Cię przekonuje? Przykład amerykańskich hamburgerjadów zpostu Przemka, też jest niezły. A poważniej: jeśli Małysz dostaje jako trofeum pieniądze, to, w takiej, czy innej formie je przejada. Przynajmniej częściowo – wędkarze też nie jedzą ości
|