| |
Darku!
Nie do końca zrozumiałeś moją wypowiedź. Nie neguję potrzeby edukacji. Uważam tylko, że proponowana droga jest niewłaściwa. W poprzedniej wiadomości przedstawiłem dwie tezy. Pierwszą, że woda musi mieć właściciela zdolnego do przeprowadzenia regulaminowych reform. Drugą, że edukacja ma sens, tylo jeśli jest przeprowadzana odgórnie.
Jeśli woda ma dobrego właściciela znikają podstawowe problemy na które zwracasz uwagę. Znika problem ludzi zabierających 200 ryb w sezonie, no chyba, że pozwala na to właściciel. W dużym stopniu znika problem kłusownictwa, bo taki właściciel lepiej potrafi bronić swojego, niż robi to PZW. Znika wiele innych niedogodności, z którymi mamy do czynienia w tej chwili i wydaje się nam, że przez edukacje wśród wędkarzy je wyeliminujemy.
Pisanie manifestów jest ciekawe i pouczające, ale niestety mało skuteczne. Na pewno nie jest złe, aczkolwiek nie przeceniałbym ich wartości. Gdyby było inaczej, to prawdopodobnie słowa “złodziej” nie było by w dzisiejszych słownikach, w końcu od 10 tysięcy lat edukuje się ludzi, że kradzież jest złem. Posłużę się podanym już w tej dyskusji przykadem kibiców angielskich. Nie przemawia do mnie obrazek jednego z kiboli, który doznał objawienia i przekonał resztę kompanów, żeby grzecznie siedzieć i nie rozrabiać na meczach, ani teoria, że paru mądrych socjologów wytłumaczyło kibicom, że tak nie można i od tego czasu na stadiony zawitał spokój. Bardziej realny jest obraz właściciela klubu z Premier Ship, który w skutek działania chuliganów płaci regularnie astronomiczne kary, w związku z czym doprowadza do monitorowania stadionu, zmusza władze to skutecznego i srogiego karania za udział w bójakach, nie wpuszcza na stadion chuliganów-recydywistów. T tak jest faktycznie, kibice angielscy dalej rozrabiają, tylko nie w Anglii, a tam gdzie im się na to pozwala.
To samo tyczy się edukacji w wędkarstwie. Inicjatywa musi być po stronie gospodarzy, a nie zwykłych wędkarzy.
Robert
|