f l y f i s h i n g . p l 2024.05.16
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: A teraz niech SF i pan D. pocałują misia w d... czyli.... Autor: Paweł Cieśliński. Czas 2024-05-16 17:08:49.


poprzednia wiadomosc Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... : : nadesłane przez mart123 (postów: 5916) dnia 2024-04-13 15:56:26 z *.mykris.net
  Poruszono temat "no kill". To nie jest żaden ukłon w kierunku ryb, jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy
nabijać na haczyki. No kill jest dla nas.
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [27] 13.04 16:58
 
jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy nabijać na haczyki.

To było moje główne przesłanie. No Kill wcale nie musi rozwiązać współczesnych problemów (lek należy
dobrać do choroby, a nie widzimisię pacjenta). A w dodatku może tworzyć nowe (których wędkarze sobie
nie uświadamiają), zwłaszcza na wodach o silnej presji wędkarskiej. Chcemy, czy nie chcemy, czekają
nas ograniczenia w połowie (w sensie zahaczania) ryb.


 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [8] 14.04 08:01
 
Żeby coś ograniczać, trzeba najpierw mieć to policzone. Może najpierw policzyć ilość ryb w danym
łowisku a później dobierać do nich ilość "killer-ów". Rejestr połowów w którym wpis (dzienny) na wody
górskie ogranicza się do wpis na jakąkolwiek wodę górską Okręgu nic nie mówi o presji na dany
odcinek danego obwodu rybackiego. Ogólniki, ogólniki i jeszcze raz ogólniki. Amatorka wzięta z ...
podobna do poprzedniego ograniczenia presji do 40 wyjść w roku. Ot tak, dla RZGW że niby coś się
robi. Podobnie jak limity zabijania ryb i wiele, wiele innych.

 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 14.04 09:16
 
Może najpierw policzyć ilość ryb w danym łowisku a później dobierać do nich ilość "killer-ów".

Łatwo powiedzieć, trudno zrobić. Abstrahując od problemów z metodyką [z doświadczenia wiem, że próby
odcinkowe nie muszą być reprezentatywne, bo najłatwiej jest łowić tam... gdzie nie ma ryb łososiowatych;
problem jest też z dużymi i szerokimi ciekami], to kto za to zapłaci? Czy kogoś stać, żeby robić takie
ćwiczenie co roku, lub co 2 lata [sytuacja może się zmieniać]?


 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [6] 14.04 13:33
 
Nie myślałeś żeby zająć się na poważnie zarządzaniem Sanu w zamian za Piotra Koniecznego? maiłbyś szansę na wdrożenie swoich myśli? No bo skoro amatorka i te liczby wejść są tak z dupy to trzeba go zwolnić a Ciebie na jego miejsce dać. Miałbyś pole do popisu.
Myślę, że te liczby jednak się z czegoś wzięły. Piotr nie jest głąbem czy debilem, rozumie dużo i tal myślę, że z sufitu tych liczb nie wziął. Jak myślisz?



Żeby coś ograniczać, trzeba najpierw mieć to policzone. Może najpierw policzyć ilość ryb w danym
łowisku a później dobierać do nich ilość "killer-ów". Rejestr połowów w którym wpis (dzienny) na wody
górskie ogranicza się do wpis na jakąkolwiek wodę górską Okręgu nic nie mówi o presji na dany
odcinek danego obwodu rybackiego. Ogólniki, ogólniki i jeszcze raz ogólniki. Amatorka wzięta z ...
podobna do poprzedniego ograniczenia presji do 40 wyjść w roku. Ot tak, dla RZGW że niby coś się
robi. Podobnie jak limity zabijania ryb i wiele, wiele innych.

 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [5] 14.04 21:42
 
Wyjaśnię jeszcze raz w prosty sposób. Przykładem będą wejścia dzienne, nie limity
ilościowe „pokarmu” (dla niektórych) bo z nimi to dopiero można kręcić.
Wejście wpisujesz raz dziennie bez względu na jakiej wodzie górskiej Okręgu łowisz. Dla
przykładu: o świcie rano jestem na Sanie w Lesku, w południe jadę na brzany do Dubiecka
lub poniżej Sanoka, a wieczorem może zaglądnę na jakiś potok wracając z „dalekiego
wypadu”.
Jak wiec gospodarz wie ilu ludzi gdzie łowi? Jak wiec może regulować presję o której pisze
Stanisław Cios? Skąd wiadomo ile ryb i skąd „wyjechało” skoro łowię np. w trzech różnych
miejscach w jeden dzień. Jeżeli wszyscy piszą że łowią na Sanie a są jedynie chwile lub
wcale i zmieniają miejsce na inna wodę, to co to za dane do regulowania czegokolwiek?
Chyba że na oko, a na oko to wiadomo …. kto umarł.


Jeżeli nie wierzysz w to co pisze spytaj w Okręgu ile ludzi łowiło w danym okresie na jakimś
cieku należącym do wód górskich. Konkretnie:
- Hoczewka ….ile
- Solinka … ile
- Wislok powyżej zbiornika Sieniawa…. ile
- Olszanka…. ile,
- Hoczewka …. ile
- San (odcinek Sanok-Dynów) …. ile
- Ropa, Jasiołka, Sanoczek, Czarny, Wolosaty, Strwiąż, ….
- itd,
-itd.
I nie wierz w to co dostaniesz jako odpowiedź bo działa to tak jak pisałem wyżej.

Gwarantuje ci że na tych małych pustych rzeczkach nie ma żadnej presji. Chyba że presja
kilku osób w sezonie jest już za duża lub śmiertelna dla danego cieku to po jaki uj można na
nim wogole łowić? Zdobić rezerwaty, obręby ochronne lub zakazać całkowicie wędkowania
na nich traktując jak mateczniki. A matecznikiem jest np. Wołkowyjka, potok nad którym jest
ośrodek zarybieniowy. Poza tym nic w nim ciekawego oprócz tego wszystkiego co mają
jemu podobne.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [4] 15.04 07:52
 
Nie wiem co Ci odpisać bo dajesz argumenty z natury nie mierzalne. Widocznie Piotr ma jakieś argumenty na to, że jest 40 a nie 50 czy 100. Nam zawsze trzeba dowodów, faktów, miar czy liczb a nie można w drodze dyskusji za argumentami jednej, drugiej strony podjąć taką a nie inną decyzję.
Jest mnóstwo ustaw, regulacji czy praw, które są tworzone na zasadzie logiki i argumentów wziętych z życia.
Mam wrażenie, że po prostu w gardle CI stoi te 40 bo chcesz łowić 70 a i tak narzekasz, że nie ma co łowić w Sanie choć Piotr wysłał mnóstwo zdjęć z Sanu z rybaki. Przemyśl to bo może ja czegoś nie rozumiem.



Wyjaśnię jeszcze raz w prosty sposób. Przykładem będą wejścia dzienne, nie limity
ilościowe „pokarmu” (dla niektórych) bo z nimi to dopiero można kręcić.
Wejście wpisujesz raz dziennie bez względu na jakiej wodzie górskiej Okręgu łowisz. Dla
przykładu: o świcie rano jestem na Sanie w Lesku, w południe jadę na brzany do Dubiecka
lub poniżej Sanoka, a wieczorem może zaglądnę na jakiś potok wracając z „dalekiego
wypadu”.
Jak wiec gospodarz wie ilu ludzi gdzie łowi? Jak wiec może regulować presję o której pisze
Stanisław Cios? Skąd wiadomo ile ryb i skąd „wyjechało” skoro łowię np. w trzech różnych
miejscach w jeden dzień. Jeżeli wszyscy piszą że łowią na Sanie a są jedynie chwile lub
wcale i zmieniają miejsce na inna wodę, to co to za dane do regulowania czegokolwiek?
Chyba że na oko, a na oko to wiadomo …. kto umarł.


Jeżeli nie wierzysz w to co pisze spytaj w Okręgu ile ludzi łowiło w danym okresie na jakimś
cieku należącym do wód górskich. Konkretnie:
- Hoczewka ….ile
- Solinka … ile
- Wislok powyżej zbiornika Sieniawa…. ile
- Olszanka…. ile,
- Hoczewka …. ile
- San (odcinek Sanok-Dynów) …. ile
- Ropa, Jasiołka, Sanoczek, Czarny, Wolosaty, Strwiąż, ….
- itd,
-itd.
I nie wierz w to co dostaniesz jako odpowiedź bo działa to tak jak pisałem wyżej.

Gwarantuje ci że na tych małych pustych rzeczkach nie ma żadnej presji. Chyba że presja
kilku osób w sezonie jest już za duża lub śmiertelna dla danego cieku to po jaki uj można na
nim wogole łowić? Zdobić rezerwaty, obręby ochronne lub zakazać całkowicie wędkowania
na nich traktując jak mateczniki. A matecznikiem jest np. Wołkowyjka, potok nad którym jest
ośrodek zarybieniowy. Poza tym nic w nim ciekawego oprócz tego wszystkiego co mają
jemu podobne.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [3] 15.04 08:19
 
Nie rozumiesz.
Presja, nazwjmyi ją chorobą szkodzi organizmowi (wody górskie) wg Stanisława Ciosa i
innych. Zgodzę się. Jednak „presja” żołądkowa, serca czy kręgosłupa nie oznacza że trzeba
cały organizm wyłączyć. Rak niech będzie tu lepszym przykładem. Masz raka (wędkarski) to
„obcinasz” jego czy cały organizm?
Jeżeli profilaktycznie trzeba wziąć się za pozostałe „organy” (rzeczki, potoki) to się je
wyłącza spod presji a nie rzuca ogólnie hasło na wszystko „likwidujemy”. Nie ważne ze
czegoś tam nie ma.
Pstrągi z foto to OS, No Kill i te co sie rozeszły na innych odcinkach Sanu. Z tych innych nie
zostanie do września nic bo można je jeść.
Czy mnie to cieszy? Tak że są, nie że zostaną zjedzone.

Co do pomysłu Piotra na tyle czy tyle wiem jak było. Ja z nim rozmawiam. RZGW pyta jaki
macie pomysł na presję na Sanie wiec ….. Sanie (w okolicach Leska) podkreślę.
Jakoś w innych rejonach kraju nikt nie zadawał takich pytań. Tam presji nie ma i ryb w
wodach po uszy.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [2] 15.04 10:20
 

Jakoś w innych rejonach kraju nikt nie zadawał takich pytań. Tam presji nie ma i ryb w
wodach po uszy.


Dyskusja na ff została już dawno temu zniekształcona przez nieduże grono miłośników Sanu (jest też
jeden szczególny miłośnik Soły), tak jakby innych wód w Polsce nie było. Są inne wody, ale zgodnie z
zasadą, że krowa, która dużo ryczy, daje mało mleka, więc nie pisze się o nich. Presja tam też jest duża,
choć ma inny charakter. Są też problemy z niszczeniem środowiska.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [1] 15.04 12:30
 
A jest jakoś regulowana? Presja. Nie zauważyłem tego, w sposób w jaki jest w Okręgu
Krosno.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 15.04 12:48
 
Nie wiem, czy inne okręgi, poza Krosnem, wprowadziły jakieś ograniczenia w dostępie do łowisk. To jest problem
o charakterze "politycznym", bo decydenci - chcący być ponownie wybrani do władz - nie podejmą
niepopularnych decyzji. Mamy więc klincz - populacje ryb są na niedużym poziomie, ale świadomie nie podejmuje
się działań "ograniczających prawa wędkarzy". Od dawna wszyscy decydenci (raczej dekadenci) upatrują jeden
sposób na rozwiązanie problemu - zarybienia. Przytoczę tu zdanie napisane w 1956 r., a które podałem w książce
Tradycyjne rybołówstwo na Mazurach - „dowcipni i szczerzy twierdzą, że coroczna akcja szczupakowa [tj. odłów,
sztuczny rozród i zarybienie] jest obliczona nie na zabezpieczenie jego pogłowia, lecz raczej ich autorów przed
ewentualną odpowiedzialnością za zmniejszenie się stada”. W mojej ocenie to stwierdzenie nic nie utraciło na
aktualności, a wręcz nabrało nowego znaczenia.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [17] 14.04 21:15
 
jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy nabijać na haczyki.

To było moje główne przesłanie. No Kill wcale nie musi rozwiązać współczesnych problemów (lek należy
dobrać do choroby, a nie widzimisię pacjenta). A w dodatku może tworzyć nowe (których wędkarze sobie
nie uświadamiają), zwłaszcza na wodach o silnej presji wędkarskiej. Chcemy, czy nie chcemy, czekają
nas ograniczenia w połowie (w sensie zahaczania) ryb.


Jeśli w naszym gronie zanegujemy sens wypuszczania złowionych ryb, to już naprawdę nie wiem co dalej.Ten sposób, c&r mianowicie, nie jest lekiem na całe zło, lecz koniecznym uzupełnieniem innych sensownych kroków ku odrodzeniu pogłowia, naturalnego tarła, podniesienia jakości wód itd. O ile wpływ przeciętnego wędkarza na jakość wody jest minimalny, o tyle świadomość, że można uwolnić złowioną rybę już ma znaczenie. Seba opisuje w relacji dużego lipienia ze zdeformowanym pyszczkiem. Czy fakt iż dał złowić się ponownie pomimo wcześniejszych przygód z hakiem nie jest argumentem na rzecz c&r?. Tak więc uwalnianie ryb ma sens , oczywiście jako uzupełnienie innych działań, a w tym ograniczenia dostępu.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [15] 14.04 21:46
 
Nie kwestionuję sensu uwalniania ryb. Kwestionuję sens ranienia ryb w taki sposób, że wpływa to
negatywnie na ich podstawowe funkcje życiowe - odżywianie się, wzrost i być może też rozród. Mam
wątpliwości, czy elementem satysfakcji łowiącego jest zadawanie poważnych ran rybom. Niestety
wielokrotne zahaczenie ryby powoduje, że każdy kolejny haczyk w pysku jest gwoździem do jej trumny.
Dziwne, że zwolennicy C&R tego nie rozumieją. Albo może nie chcą.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 15.04 07:11
 
"No kill" stało się usprawiedliwieniem dla większości wędkarzy muchowych dla połowu małych i
niewymiarowych pstrągów i lipieni. Nie mają żadnego oporu w łowieniu maluchów, tłumacząc
się tym, że przecież ryby wypuszczają. W połączeniu z metodą "żyłkową" oraz koniecznością
dojścia do miejsca, w którym możliwa jest prezentacja much na takim zestawie, mamy: częste
zadeptywanie miejsc złożenia ikry, oranie ciężkimi nimfami rynien czy dołków, które były
niedostępne dla łowiących ze sznurem oraz przeważające wyławianie małych rybek. Dodając
do tego parcie na szkło wielu "twórców", którzy w czasie holu ciągną małe, wirujące pstrągi i
ganiają je łapą bo nie chce się odpiąć podbieraka lub po prostu go nie ma na plecach to myślę
podstawowe przyczyny stanu pogłowia pstrówgów i lipieni oraz wspomnianych
zniekształconych pyszczków. A jak zaproponuje się okresowe ograniczenia w dostępie do
wody, okresowy zakaz brodzenia, podnosi się krzyk, że przecież my ryby wypuszczamy.
Pozdrawiam z Karkonoszy.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [13] 15.04 18:20
 
Nie kwestionuję sensu uwalniania ryb. Kwestionuję sens ranienia ryb w taki sposób, że wpływa to
negatywnie na ich podstawowe funkcje życiowe - odżywianie się, wzrost i być może też rozród. Mam
wątpliwości, czy elementem satysfakcji łowiącego jest zadawanie poważnych ran rybom. Niestety
wielokrotne zahaczenie ryby powoduje, że każdy kolejny haczyk w pysku jest gwoździem do jej trumny.
Dziwne, że zwolennicy C&R tego nie rozumieją. Albo może nie chcą.

Idea c&r nie jest najwidoczniej przez jej kontestatorów dobrze zrozumiana. W naszym kraju nadal można złowić, zabić, a następnie zjeść lub podarować sąsiadowi ryby szlachetne. Istnieją limity, wymiary i zgodnie z prawem można popylać z kropkowanymi łupami w plecaku.
Czy to nie rozrzutność i bezmyślność, by przy takim stanie pogłowia świadomie je ograniczać?
Zasadnym jest, a jestem o tym przekonany, uwolnić te ryby, które w świetle prawa mogliśmy zabić.
Oczywiście uwolnione ryby mogą usnąć, odsetek będzie jednak niższy niż 100%, bowiem dowiedziono łowienia wielokrotnie tych samych ryb.
Niezrozumiałym jest dla mnie jest przeciwstawianie c&r innemu sposobowi, polegającemu na, no właśnie, na czym?
Czy uwalniajacy ryby wędkarz musi prezentować wymienione zachowania czyli łowić poza okresem, świadomie ryby małe, deptać tarliska , jakoś specjalnie ranić ryby itd?
Skąd te wnioski, skąd pogląd, że za patologie odpowiadają ci uwalniający, natomiast ideowi walacy w łeb, bo komplet się należy będą nosicielami prawdziwej etyki...
Doprawdy, niebywałe salto intelektualne, szkodliwy przykład dla poczatkujacych.
I na koniec przypomnę, myślę o rybach, które zgodnie z przepisami mogliśmy zabić, a jednak uwolniliśmy je, wiedząc, że nie wszystkie przeżyją.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 15.04 21:04
 
Czy to nie rozrzutność i bezmyślność, by przy takim stanie pogłowia świadomie je ograniczać?

Czy to nie rozrzutność i bezmyślność, by przy takim stanie pogłowia świadomie je łowić bez ograniczeń w
ramach C&R, "do bólu", żeby tylko zaspokoić swoje ego łowieckie? Pragnę przypomnieć, że średnia
śmiertelność uwolnionych ryb jest w granicach 5-15%. Policz sobie ile ryb zabija dziennie lub sezonie
wędkarz łowiący wg zasady C&R.
Dlatego, czy chcemy, czy nie chcemy będzie albo dobrowolne, albo odgórne ograniczenie możliwości
wędkowanie, jeśli będziemy chcieli chronić ryby.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [2] 16.04 03:16
 
Ależ Pawle, ideę rozumiem bardzo dobrze. A kontestuję CR w polskim wydaniu. No bo kto bardziej chroni ryby, ten co
da w łeb kompletowi pstrągów, który przykładowo na wodach Krosna to 8 sztuk miesięcznie i pójdzie do domu je
spożyć, czy polski flyfiszingowy macho, który przerzuci w tym czasie 5 setek ryb w formule CR?
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 16.04 08:00
 
"... kto bardziej chroni ryby, ten co da w łeb kompletowi pstrągów, który przykładowo na wodach Krosna
to 8 sztuk miesięcznie i pójdzie do domu je spożyć, czy polski flyfiszingowy macho, który przerzuci w tym
czasie 5 setek ryb w formule CR?"


__________

Już prawie 20 lat minie od czasu gdy "marudziliśmy" walcząc z presją że trzeba wprowadzić przepis
"walisz komplet, wychodzisz z wody i nie masz prawa wędkowania na wodzie górskiej". 20 lat! I w końcu
jest! A ktoś (ciągle) będzie mi zarzucał że się czepiam porządnego gospodarza jakim jest Okręg Krosno.
Nie czepiam lecz podpowiadam. Rozwiązania. Od zawsze.


A niżej (link) temat o patologii łowienia małych ryb (zawodniczej).
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 16.04 18:15
 
Ależ Pawle, ideę rozumiem bardzo dobrze. A kontestuję CR w polskim wydaniu. No bo kto bardziej chroni ryby, ten co
da w łeb kompletowi pstrągów, który przykładowo na wodach Krosna to 8 sztuk miesięcznie i pójdzie do domu je
spożyć, czy polski flyfiszingowy macho, który przerzuci w tym czasie 5 setek ryb w formule CR?

Drogi Darku!
Słusznie zwróciłeś uwagę na fakt, iż trudno kontrolować to czy linka wisiała czy leżała, niestety mam obawy czy limit i ilość złowionych ryb także są transparentne...
Czy wędkarz po złowieniu i zabiciu ( tu chyba i badacze przyznają, że przeżywalność jest zerowa) z pewnością zaprzestaje łowienia?
Staszek wspomniał o innych niż San łowiskach, o tym, że powinnismy i o nich myśleć w kontekście ochrony i ograniczeń w wędkowaniu.
Zgadzam się, pomorskie rzeki p&l mają odmienną specyfikę, pomimo dzikości i piękna sa chyba bardziej ogołocone z dawnych klejnotów.
Zastanówmy się zatem, czy c&r, dużo bogatsze przecież niż no kill ( czy wszyscy czytający dostrzegają ten niuans ?) nie jest szczególnie cenne tam, gdzie okazów i dobrych brań niewiele, gdzie tylko czas jetki i jesiennej rójki nieco ożywia powierzchnię wody, gdzie nie ma mistrza Koniecznego i szansy na kontakt z wieloma rybami?
Darku, wyobrażam sobie oczywiscie wedkarza, ktory w pierwszej godzinie całodniowej wyprawy złowił komplet ryb i mając jeszcze przed sobą wiele godzin i kilometrów rzeki zaprzestaje łowów i udaje się na łono rodziny. Wyobrażam sobie, ale z trudem...
Czy nie zmieni się on w nagłego wyznawcę no kill i nie będzie targał do woli, tyle, że w plecaczku już to i owo?
Staszek, Mariusz, Ty i inni koledzy, mogą uznać moje wywody za czepialstwo, za szukanie dziury w całym.
Trudno, wierzę iż uwalnianie ryb gdy ich populacja jest niska ma sens, bo wiem, do czego ich zgodne z prawem zabieranie doprowadziło na moich , że tak powiem, wodach.
Sam się do tego przyczyniłem i głupio mi z tym.
Fundamentalnie nie zgadzam się z przedstawionym przez Was obrazem rzeczywistości , gdzie propagujący c&r, lub nawet tylko no kill, są przeszkodą dla wprowadzania zakazu brodzenia, ograniczania dostępu, limitowania czasu połowu itp.
Skąd ten wniosek?
Sądzę nawet, że wędkarz odmawiający sobie praw do zabrania ryby, chętniej przystanie na racjonalne, uzasadnione ograniczenia.
Z wędkarskim pozdrowieniem i przekonaniem, że dyskusja rozwija, a to przecież forum muchowych nawijaczy.

Życie wskazuje
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [8] 16.04 08:06
 
Moim zdaniem "C&R" nie trzeba przeciwstawiać niczemu. Jest to jak najbardziej konieczność, jednak
powinien to być jeden z elementów ochrony ryb szlachetnych. Koniecznym jest połączenie "C&R" z
ograniczeniem brodzenia (określone terminy i odcinki rzek), ograniczeniem stosowania pewnych metod
wędkowania, tak jak to zrobiono na odcinku specjalnym Sanu (dopuszczenie w pewnych okresach jedynie
metod w których sznur leży na wodzie). Można utyskiwać na coraz więcej wprowadzanych zakazów i
ograniczeń, jednak przy takiej presji wędkarskiej, jaka obecnie jest oraz agresywnemu dla rzek
postepowaniu łowiących chyba innej drogi już nie ma.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [7] 16.04 08:36
 
To wszystko racja. Ale ograniczenia powinny być realne a nie pozorne bo te tylko rozjuszają wędkarzy. Przykładowo,
pomimo dobrych intencji, ciekawe jak kontrolowany jest nakaz kładzenia linki na wodę?
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [6] 17.04 09:32
 
Może nie kontrola a np. przyzwoitość ? nakazująca łowić na pływającą linkę ?pływającą w sensie
konstrukcyjnym oznaczonym literką F?
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [5] 17.04 11:06
 
W tym przepisie akurat nie o F chodzi.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 17.04 12:58
 
a o co?
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [3] 18.04 11:15
 
Może rzeczywiście w okresach np. maj-październik zezwolenie powinno być jedynie na dry
fly i problem linki by zniknął Ale wtedy wet fly odpada, nimfa odpada, streamer odpada. Coś
za coś. Presja na takie łowiska na pewno by mocno spadła bez zbędnych nacisków. Jeden
przepis, „DRY FLY ONLY”. Proste jak drut i do wyegzekwowania. Ale pytanie czy kasa nie
jest najważniejsza. Głupie w sumie i zbędne. Hipokryzja jednym słowem.

 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [2] 18.04 11:55
 
Może rzeczywiście w okresach np. maj-październik zezwolenie powinno być jedynie na dry
fly i problem linki by zniknął Ale wtedy wet fly odpada, nimfa odpada, streamer odpada.


Wystarczy "one fly only" i łowisz wszystkimi metodami oprócz żyłki. Proste?
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [1] 18.04 12:08
 
„One fly” na żyłkę jak najbardziej się da. Wiec nie jest to rozwiązanie proste.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 18.04 12:24
 
„One fly” na żyłkę jak najbardziej się da.


Na tej samej zasadzie jak jeździć na jednej narcie zdjąwszy drugą.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 15.04 08:07
 
Paweł,
oczywiście, że świadomość wypuszczenia ryby jest jak najbardziej pożądana. Sam sposób postępowania C&R jest bardzo dobry natomiast wymaga może dyskusji czy czegoś jednak nie zmienić w tym postępowaniu.
Czy fakt złowienia przez Staszka tego lipienia dowodzi, że ryba jednak wzięła bo przetrwała mimo licznych holi na haczyku. Wzięła bo np. nimfa prowadzona przepływała koło niej i otworzyła pysk. Wpadła ta nimfa. Oczywiście to bardzo mocne uproszczenie ale wielce prawdopodobne bo pobieranie robactwa np, z powierzchni już pewnie jest niemożliwe. Zbieranie larw przy dnie również. Tym samym pozostaje to co w toni, w dryfcie. Raz lepiej, raz gorzej.



jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy nabijać na haczyki.

To było moje główne przesłanie. No Kill wcale nie musi rozwiązać współczesnych problemów (lek należy
dobrać do choroby, a nie widzimisię pacjenta). A w dodatku może tworzyć nowe (których wędkarze sobie
nie uświadamiają), zwłaszcza na wodach o silnej presji wędkarskiej. Chcemy, czy nie chcemy, czekają
nas ograniczenia w połowie (w sensie zahaczania) ryb.


Jeśli w naszym gronie zanegujemy sens wypuszczania złowionych ryb, to już naprawdę nie wiem co dalej.Ten sposób, c&r mianowicie, nie jest lekiem na całe zło, lecz koniecznym uzupełnieniem innych sensownych kroków ku odrodzeniu pogłowia, naturalnego tarła, podniesienia jakości wód itd. O ile wpływ przeciętnego wędkarza na jakość wody jest minimalny, o tyle świadomość, że można uwolnić złowioną rybę już ma znaczenie. Seba opisuje w relacji dużego lipienia ze zdeformowanym pyszczkiem. Czy fakt iż dał złowić się ponownie pomimo wcześniejszych przygód z hakiem nie jest argumentem na rzecz c&r?. Tak więc uwalnianie ryb ma sens , oczywiście jako uzupełnienie innych działań, a w tym ograniczenia dostępu.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [2] 14.04 13:36
 
Darek,
masz rację ale jeśli chcemy jednak je łowić to może jednak warto spojrzeć na to z innej strony. Staszek wyraźnie dał przykład do czego może prowadzić No Kill. On nie twierdzi, że to jest jedyne słuszne wyjście. Jest to jakiś kierunek.
Dla mnie osobiście to temat do szerokiej dyskusji ale tylko na poziomie ludzi z wiedzą ichtiologiczną, praktyczną, wiedzą naukową. Doświadczenie w łowieniu samych lipieni pożądane od wędkarzy do powyżej wymienionych.


Poruszono temat "no kill". To nie jest żaden ukłon w kierunku ryb, jak chcemy coś zrobić dla ryb to je przestańmy
nabijać na haczyki. No kill jest dla nas.
 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [1] 15.04 02:55
 

Dla mnie osobiście to temat do szerokiej dyskusji ale tylko na poziomie ludzi z wiedzą ichtiologiczną,
praktyczną, wiedzą naukową. Doświadczenie w łowieniu samych lipieni pożądane od wędkarzy do
powyżej wymienionych.


Seba,
Może wiedzy naukowej nie posiadam ale...się wypowiem . Dzięki formule tego forum jest taka
możliwość.

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że C&R też powoduje śmiertelność. Powoduje lub może powodować
spadek kondycji ryb w populacji. Może powodowac choroby.
Ludzie tego nie rozumieją, myśląc że jak już łowią w formule C&R to mogą najebać tych ryb bez
umiaru. To tu pan Konieczny opisywał przypadek gostka, co na OS San naharatał 100+ ryb za
dniówkę. To tu czytaliśmy o niesławie i chęci wykopania polskich flajfiszerów z wody, którzy jak się
dorwali do ryb na Wagu to napierd...lali je do bólu, setkami. Dobrze wiemy ile ryb jest łowionych na
zawodach a zawodów w skali kraju są tysiące. Tej nikt nie kontroluje i nie próbuje ograniczać, wręcz
przeciwnie, presja puchnie wraz z popularyzją wędkarstwa muchowego. Do tego trzeba dołożyć
nierzadkie gwiazdorskie sesje zdjęciowe, po których szanse ryby na przeżycie gwałtowanie maleją,
jak również równie częste niby przypadkowe połowy jesiennych pstrągów czy majowych lipieni.
Więc może na początek, odrzucając hypokryzję umówmy się, że C&R nie jest żadną metodą ochrony
a po to byśmy mogli łowić w kółko te same ryby.
Z lipieniem jest problem, to ogólnie delikatna ryba a pewna część złowionych sztuk, nawet gdy
obchodzisz się z nimi delikatnie wpada w dziwne odrętwienie i jeżeli są od razu uwalniane wywracają
się do góry brzuchem i często kończa żywot. Dlatego już od ponad 10 lat nie łowię tych ryb.


 
  Odp: I Pomorskie warsztaty muchowe, jak było.... [0] 15.04 07:46
 
Darek,

"Więc może na początek, odrzucając hypokryzję umówmy się, że C&R nie jest żadną metodą ochrony
a po to byśmy mogli łowić w kółko te same ryby."

Ja się zgadzam z Tobą w pierwszych Twoich wynurzeniach czy przykładach natomiast uważam, że jednak C&R jest jakąś ochroną. Oczywiście możemy interpretować te słowa na swój sposób albo na korzyść ryb. W końcu to one są w wodzie a my jesteśmy na brzegu i to my chcemy je łowić. One pewno niespecjalnie chcą być łowione.

Patrząc z punktu widzenia ryb jest to ochrona natomiast Staszek podzielił się swoimi przemyśleniami i ja je w całości rozumiem. Dla mnie to logiczne, że z czasem ta sama ryba mając zdeformowany pysk zaczyna mieć problem z funkcjonowaniem jak zdrowe ryby. TU jest pole do dyskusji czy nie rozpocząć edukację w kwestii jednak możliwości zabierania ryb w przypadku, np. gdy widzimy rybę już z defektem. Niestety tu trzeba bardzo dużej samokontroli, wiedzy, etyki w postępowaniu. Dochodzi do tego jeszcze uświadamianie o:
1. nie łowieniu małych ryb w sposób specjalny
2. nie łowieniu tyle ile się da bo biorą
3. zmianie łowiska na inne w przypadku gdy jest stado z małymi lipieniami

Wszystko sprowadza się do etyki łowienia i myślenia.
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus