| |
Czytam i czytam na temat przyczyn spadku pogłowia ryb ( dotyczy to w zasadzie wszystkich polskich akwenów – od Bałtyku do Tatr ) i trudno jest mi się pogodzić z niektórymi wypowiedziami.
Z jednej strony są staży wędkarze ( oczywiście stażem ) którzy dziwią się nam, że po tygodniu stania nad wodą i złapaniu jednej sztuki chcemy ją zabrać i w sposób ordynarny z fotografować, pochwalić się kolegom a później jeszcze zjeść.
Pamiętam opowieści kolegów, którzy w latach 50 będąc w wojsku na Helu łapali na żyłkę trzymaną w palcach łososie – czy my młodzi stażem w wędkarstwie muchowym nie mamy prawa do „swojej ryby”
A z drugiej strony byłem w latach 80 na połowach jesiennych okonia na Zalewie Szczecińskim organizowanych przez zarząd PZW w Szczecinie – wszyscy włącznie z prezesami wynosili wiadrami okonie a teraz jest jak na lekarstwo.
Pamiętam też afery z Regą – miejscowi, którzy dokonywali odłowów prądem, sieciami, byli też tacy, co z widłami szli na łososie. A czy koledzy pamiętają czasy, kiedy dorsz, szprot był przerabiany w majestacie prawa na mączkę rybną.
Jest jeszcze jedna sprawa – taka historyjka z nie naszego podwórka, ale czy u nas jest nie podobnie. Będąc w Chorwacji gdzie wszyscy mażą o pensjonacie nad morzem zwróciłem uwagę na brak w tych rejonach oczyszczalni ścieków – miejscowy odpowiedział mi, że mają „super technologię amerykańską” – była to rura wyprowadzona trzy kilometry w morze. Jak bardzo przykro było patrzeć na wodę, kiedy wiatr wiał od morza. Wysypisko śmieci mieli w wąwozie położonym powyżej miejscowości uzdrowiskowej – i nikt się nie zastanawiał nad przesiąkaniem wód opadowych. Tragedia się zacznie dopiero wtedy, kiedy przestaną przyjeżdżać turyści.
Ile takich przypadków można spotkać i u nas – piękne pensjonaty nad Dunajce a śmieci nad rzeką - to nie my zostawiliśmy, przyjezdni.
Uważam, że wszyscy jesteśmy winni za ten stan – i wszyscy musimy dokonać zmian w postępowaniu z wodą.
Próba zwalania winy „to oni” niczego nie zmieni.
|