|
To nie jest tylko problem tego jednego profesora (W. Wiśniewolskiego - jego wypowiedź bodajże ze stycznia 2011 r. podczas spotkania w OM PZW). Problem tkwi w pojmowaniu tzw. bioróżnorodności przez wiele ośrodków w Polsce, która zakłada, że należy wyrzucić obce gatunki i promować autochtoniczne. Na kanwie tego:
- głowacica jest niepożądanym gatunkiem, który wyjada wszystko w rzece. Wg. twierdzenia prof. Mikołajczyka głowa o masie ok. 10 kg zjada w ciągu swojego życia ok. 100-120 kg innych ryb, głównie łososiowatych, co jest niekorzystne (sic!). To, że gatunek jest krytycznie zagrożony w Europie nie ma żadnego znaczenia. To, że człowiek zniszczył jego siedliska w Czarnej Orawie, Czadeczce i Strwiążu, i jest odpowiedzialny za zanik tej ryby, też nie ma znaczenia.
- pstrąg potokowy jest niepożądany, bo wyjada głowacze, ślizy i inne podobne cenne autochtoniczne ryby (sic! - to w takim razie głowa chyba dobrze robi, że wyjada pstrągi). Przykładem tego są: wspomniane na tym forum Zarządzenie z 2014 r. RDOS w Łodzi i Warszawie ws. Rawki, zapisy w artykułach na ichtiofauny nt. Liswarty i Tanwi (na łamach Roczników Naukowych PZW, ten pierwszy jest w t. 27, ten drugi parę lat wstecz) oraz prof. T. Penczaka (podawałem go wcześniej). Proszę zwrócić uwagę, że w praktyce nikt poza mną nie robił w Polsce badań nad pokarmem dorosłych pstrągów, ani nie zechciał pochylić się nad moimi danymi, więc nie ma się co dziwić, że nawet wśród ichtiologów jest niewielka wiedza nt. biologii pstrąga i panuje jakieś dziwne przekonanie, że ryby łososiowate cechuje wyjątkowe drapieżnictwo czyniące spustoszenie w rzekach. Na tle pstrąga szczupak jawi się jako niewinny biały anioł ii nikt nie raczy zauważyć, że do wielu wód w Polsce, w tym z głowaczem, ślizem, itd. wpuszcza się duże ilości szczupaka. Nie wspominam o innych zarybianych gatunkach ryb(brzana, jaż, kleń, boleń, itd.) , które również nie gardzą innymi rybami. Nikt nie raczy się również pochylić nad faktem, że w czasach historycznych ryby występowały praktycznie we wszystkich ciekach w środkowej. Nie dociera to decydentów. Liczy się tylko wynik aktualnie (w ostatnich 30 latach) prowadzonych badań ichtiofaunistycznych, zazwyczaj agregatem. Jeśli w danej wodzie (zdegradowanej) złowiono wówczas kilkaset kg śliza, kiełbia i ciernika z 1 ha, to uznano, że to jest właściwy, naturalny rybostan. Gdy do rzeki wprowadzono drapieżnika, który nadgryzł trochę te ryby (bo każdy drapieżnik trochę zje), to podniesiono larum, jakie szkody w środowisku robi pstrąg. To ja się pytam - czy jest gdzieś w Europie woda, w której pstrąg wytrzebił całą populację głowaczy i ślizów? Nie znam takiej, bo te gatunki współbytują ze sobą wszędzie, bo się przystosowały do siebie.
Tego typu ichtiolodzy, którzy są zazwyczaj decydentami podczas tworzenia lub opiniowania operatów rybackich, albo pełnią kluczową rolę doradców dla RZGW lub RDOS, nie mają chyba żadnego interesu w tym, by w rzekach było dużo ryb i to dużych.
Na razie tyle, bo mam inną robotę. Idę czytać Waltona.
|