|
Wielka szkoda, że zapominamy o wiedzy, w tym tej ichtiologicznej. Dlatego wygląda jak wygląda. Gdyby gospodarkę w rzekach prowadzono zgodnie z zasadami wiedzy, to nie tylko byłoby co łowić, ale jeszcze od czasu do czasu dało się zjeść jakąś dobrą rybkę. Zarybianie selektem pstrąga, o których wspomniałeś, jest chyba najgorszym, kosztownym i bardzo tymczasowym rozwiązaniem. W sytuacji kiedy nie zakazuje się zabierania ryb selekty bardzo szybko znikają z rzeki. Jesteś przekonany, że o tego rodzaju wędkarstwo nam chodzi?
Wiedza ichtiologiczna wspiera różne rozwiązania w gospodarowaniu łowiskami ... W istniejących warunkach, w których, jak mawiał jeden ze znanych Kolegów, "każdy kto ma dziurę w d... może złapać wędkę w garśc i łowić", zarybianie selektami jest najtańszym i najbardziej trwałym rozwiązaniem ...
Ryby w hodowli wykazują najwięskzą przeżywalność, są przez to najtańsze, a zarybianie selektami zapewnia obecnośc ryb gotowych do łowienia od razu po zarybieniu ... a jesli takich zarybień dokonuje się wielokrotnie w ciągu roku, dostosowanymi do ubytków porcjami, to obecnośc ryb w łowisku jest praktycznie stała ...
Idealizowanie zarybiania drobnymi formami jest podstawą rozrzutności ... takie łowiska są potencjalnie najdroższe, a przy tym uciązliwe, bo żeby było trochę ryb wyrośniętych, to musi być bardzo dużo "drobiazgu", który masowo "kłuty" i "ugniatany" powoduje straty "rzeczowo finansowe" ... Istotnym rozwiązaniem w takioch praktykach byłoby jednoczesne przyjęcie imperatywu "nie łowić", co na wielu pływa jak płachta na byka ... ewentualnie alternatywą byłoby ograniczenie liczby łowiących, co wiązałoby się z ponoszeniem przez tych nielicznych bardzo dużych kosztów gospodarczych (przede wszystkim - ochronnych)...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|