|
Szanowny Panie Jerzy,
Oczywiście, że limit wędkarzy na łowisku to element składowy presji, bez którego rozważania o limicie ryb przypadających na łowiącego, nie mają żadnego sensu. Moja propozycja była jednak dedykowana dla dzikiego kraju. Rozumie Pan... takie tam przyzwyczajenie ludzi do jakiś bardziej oszczędnych ilości zabieranych ryb, wychowanie przez RAPR... te 5 lipieni ludzi rozbestwiło. Nauczyli się żreć i to jest przykre. 1 sztuka lipienia w dzikim kraju PRL byłaby pewnie nie raz łamana, ale byli też tacy, co prawa nie przekraczali. Wówczas nie byłoby legalnego żarcia, tylko legalna degustacja. Co, 1 lipień na biwaku w latach 70 czy 80 nie wystarczyłby temu czy owemu mistrzowi z dawnych lat? Wystarczyłby i byłby bardziej szanowany... a tak 5 sztuk, 3 sztuki... mało to wychowawcze. To nauczanie braku umiarkowania...
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
Szanowny Panie Krzysztofie,
Pan o tym PRL-u to tak bardziej "teoretycznie" ... i na podstawie wyobrażeń ...
Proszę sobie więc wyobrazić, że "kiedy byłem małym chłopcem", czyli nastolatkiem zaczynający przygode z muszkarstwem, to wędkarzy muchowych w całym okręgu krośnieńskim można było policzyc na palcach u rąk i poznałem większośc, jeżeli nie wszystkich, którzy bodaj mieli "muchówkę" w domu... Jak Tadek Korecki przeniósł się z Krakowa, to wszyscy o tym wiedzieli ... Wyprawa na San do Zwierzynia była, bez przesady, porównywalna do wyjazdu nad "Rzekę Dwóch Serc" Hemingway'a ... najpierw autobus z przesiadką w Sanoku, albo pociąg z przesiadką w Zagórzu, a potem, od przystanku Uherce Mineralne wiele kilometrów piechotą, najpierw wzdłuż Olszanki, potem wzdłuż zakola Sanu poniżej zapory, do elektrowni, i w dół, do pierwszej wyspy ... Z plecakiem, zapasami na półtora czy dwa tygodnie, namiotem, sprzętem ... Praktycznie nie napotykało się wtedy samochodów, ani ludzi ... Przez takie dwa tygodnie można było spotkać pojedynczych wędkarzy na wielu kilometrach rzeki, które penetrowaliśmy z kolegą ... Limity były 8, potem 7, w końcu 5 sztuk, ale tych kilka osób, korzystających z wody, nie było w stanie jej "przełowić" ... zresztą, jak Pan napisał, dwie ryby na kolację zupełnie wystarczały ... a i sprzęt i umiejętnosci nie pozwalały na dokonywanie jakiejś "rzezi",a funkcjonowanie w małej grupie było wciąż honorowe ...Wówczas, wśród kilku tysięcy wędkarzy w okręgu, nieliczni wpacali składki na wody ":górskie", a jeśli łowili, to zazwyczaj na niewyszukany spinning pstrągi w licznych rzekach i potokach Bieszczadów i Beskidów, w których wody było dużo i ryb też ...
Do czasu ... potem skończył się "boom szczupakowy" w nowoutworzonym zalewie w Solinie, sandacze jeszcze się nie zaczęły, za to zaczęły się lipienie ... W bardzo krótkim czasie składki "górskie" wpłacało kilka tysięcy członkó okręgu i kto żyw wyławiał lipienie ... jak popadło ... a to z kulą wodną, przy której dyndały trzy i cztery muchy ... a to w wodzie "nizinnej" na przepływanke z białym robakiem ... a to wreszcie w wielotysięcznym gronie nowo powstałych "muszkarzy", funkcjonującym na swój sposób, z wcześniejszym, honorowym, mało mającym wspólnego. Do tego rzesze łowców przyjeżdżających nawet zakładowymi autobusami z odległych regionów Polski, bo wtedy składki były ogólnopolskie (jak się niekórym teraz marzy), i każdy mógl sobie połowić w Sanie. Wcześniej tłumy wyławiały lipienie z Dunajca, a kiedy myśmy doznawali radości niezakłóconego łowienia w Sanie, w Dunajcu trudno było znaleźć miejsce żeby wejśc do wody ... a kiedy lipienie stały się trudniejsze do złowienia, stwierdzono, że te "staroświeckie" ograniczenia w obciążaniu much "utrudniają" i dobrano się do stad podstawowych, wcześniej niedostępnych ... Na efekty nie trzeba było długo czekać ...
Próba jakiegoś uporządkowania sytuacji, wykorzystanie możliwości jakie dawała nowa ustawa o rybactwie, wprowadzanie ewidencji połowów, nie została poprowadzona dalej, w imię "wolności ludowej" do niepohamowanego, rabunkowego eksploatowania ... To wszysko działo sie w okresie obowiązywania "kartek na mięso", a wyławianie ryb z rzek było istotnym uzupełnieniem "bilansu białkowego społeczeństwa" i było sterowane "centralnie", zaś związek wędkarski był wówczas "wypustką centrali" ... Wówczas też ten związek liczył prawie milion członków, którzy uzupełniali dietę rodzin rybami wyłowionymi z rzek ...
W takich warunkach kształtowały się przywyczajenia ...
Teraz, jeśli oczywistym jest wpływanie na presję, to sztucznie trzeba przywrócić warunki zbliżone do opisanych wcześniej nad "rzeką dwóch serc", żeby nadążyć z odtwarzaniem zasobów w miare ich ubywania ... Bez istotnych, powszechnych ograniczeń, również technik połowu, albo miejsc połowu, się nie obejdzie ... Jeśli wynik gospodarowania ma być "dodatni" w postaci obecności ryb w wodzie, to bez panowania nad stroną "kosztową" nie da się tego osiągnąć ... a tymczasem wszelkie próby panowania nad stroną "kosztową" są niwecvzone "wolą ludu" ... Wprowadzony w zeszłym roku zakaz zabierania liepieni z Sanu, który zopstał wprowadzony w wyniku dramatycznego zmniejszenia się liczebności populacji, w tym roku nie został przedłużony, bo wędkarze wolą zeżreć to, co jest, nie zważając na przyszłą sytuację ...
Limity są tu najmniej ważne ... ważna jest wielkosć całkowitego i średniego połowu ... W zbiornikach brytyjskich limit dzienny wynosi 8 sztuk, ale w jeziorze utrzymywana jest taka liczba ryb, że średni połów oscyluje wokół 1,5 ryby dziennie ... Wędkarze nie są w stanie wyłowić więcej ryb niż p[ływa w wodzie ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|