| |
Kilka lat temu, po świętym Michale, kiedy owce powróciły juz do włascicieli po letnim wypasie łowiłem nad Czarnym Dunajcem w srodku tygodnia. jakies lipienie niesmiało oczkowały w płani kiedy 50 metrów powyżej bacowie przeganiali owce przez rzekę, żeby sie umyły przed strzyżeniem (owce mają w wełnie dość sporo nawozu itp ). Woda zamieniła się w gnojówkę. Opadły mi ręce. Stałem jak słup soli mamrocząc pod nosem przekleństwa na zły los, kiedy coś szarpało mi wędkę - był to duży lipień, który w tym gnoju zaatakował moja mokrą muszkę dyndająca kilka metrów poniżej. W ciągu krótkego czasu wyjąłem komplet (wtedy 5 sztuk). Co ciekawsze, kiedy woda się oczyściła brania ustały! Tak więc wzmianka o muchach znad owiec warta jest przemyślenia!
|