| |
Zastanawia mnie w tym wszystkim jeszcze jedno. Z założenia, dlatego na niektórych wodach stosujemy wyłącznie połów ryb metodą sztucznej muszki by jak najmniej kaleczyć młode (czyli niewielkie) ryby głównie gatunków uznawanych za tzw. szlachetne. Zakładając, że coś tak niejadalnego i sztucznego nie zostanie przez rybę połknięte głębiej i ewentualne zahaczenie jej nastąpi jedynie w obrębie paszczy (szczęki) nie powodując żadnych uszkodzeń wewnętrznych. Wychodząc z takiego założenia wpływ na przeżywalność złowionych i wypuszczonych ryb może tu mieć jedynie (pomijając właściwe postępowanie wędkarza przy odhaczaniu) wielkość haczyka i czy jest on z zadziorem czy też bez, natomiast nijak się to ma do skuteczności podawanej przynęty i np. nimfy wyposażone w dowolny (i w dowolnej wielkości) koralik uznawane za wielce skuteczne nie mają żadnego wpływu na przeżywalność ryb, a co najwyżej na ilość brań. Natomiast jest (mam nadzieję) chyba jasnym dla wszystkich, że wędkarz ma te ryby złowić bo między innymi dlatego łowi, więc ma używać możliwie skutecznych przynęt i już.
I im bardziej się przyglądam tym zapisom (dotyczącym definicji sztucznej muszki) w Informatorze na lata 2003-2005 tym bardziej jestem pewny, że jest to oczywisty bubel stworzony przez ludzi mających bardzo mierną wiedzę w temacie.
Pozdrawiam
Krzysztof Atkis
|