|
Jako wędkarz, który Głowatki nie łowił, wolę zdjęcia i informację jak się ją łowiło,
Kiedyś łowiło się tak:
Wysiadałem z autobusu pod Hubą i szedłem cały dzień przez zasypane śniegiem brzegi Dunajca, mijając ruiny Maniów, żwirownie i skałkę pod Falsztynem, Zielone Skałki i Ptasi Uskok, w dół do Sromowiec. Tam znów autobus i wielogodzinny powrót do domu albo na zimną kwaterę. Łowiło się na przynęty i sprzęt, których dziś bym nie wziął do ręki, raczej z mizernymi efektami, ale te łowy miały to „coś”, tę świeżość, ten dreszcz podniecenia. W każdym obiecującym miejscu, gdzie ciemna woda wirowała obiecując wielkie emocje, kolana i ręce zaczynały „latać” a wyobraźnia podsuwała wizje holu wielkiej, miedzianej ryby. Przez cały dzień spotykałem jednego, góra trzech podobnych szaleńców a na raz zasypanym śniegiem kamieńcu czasem tygodniami nie było widać innych niż zwierzęce śladów.
O rany, jeszcze zyje ktos oprocz mnie, kto tak lowil... Czasem jeszcze wysiadalem w Mizernej.
|