|
W 1938 roku Stanisław Klemens Kostecki, naczelnik lasów, mój dziadek, swoim zarządzeniem położył kres celowemu wyniszczaniu ptaków drapieżnych na terenie Ordynacji Zamojskiej. Była to pierwsza w Polsce decyzja, biorąca pod całkowitą ochronę te ptaki. Długo po wojnie, myśliwi odstrzeliwali jeszcze ptaki drapieżne, bo stanowiły one dla nich konkurencję. Trochę podobnie jest z wędkarzami. W 1999 r. opublikowałem w Magazynie Przemysłu Rybnego artykuł p. t. Drapieżniki ryb i szkodniki rybackie, stwierdzając w nim, że największym szkodnikiem rybackim jest człowiek. Czyż nie – z różnych względów?!
Obecnie, po wielu latach interesowania się naszym wspólnym wędkarskim tematem, doszedłem do wniosku, że na wielkość populacji ryb może wpłynąć, nie ustalanie wymiarów ochronnych, czy limitów dziennych, a głównie nie zabieranie ryb ewentualnie limit roczny, np. 5 pstrągów potokowych rocznie, bez względu na miejsce ich złowienia, albo tylko parę lipieni, czy 2 trocie, bądź łososie lub głowatki. Tak, dla ekskluzywnej kulinarności. Wtedy, po jakimś czasie, będzie dopiero można osądzić, jaki wpływ na stan populacji mają ptaki drapieżne, czy wszystkożerne. Bo, jeżeli na danej wodzie populacja czapli lub kormoranów rozwinie się jeszcze bardziej, a ryb łowionych przez wędkarzy będzie tyle samo, wówczas można podejrzewać że te gadziny wyjadają nam przedmiot naszych marzeń. I co wtedy, w łepek. Ale, może się też okazać, że raptem dla wszystkich będzie ryby w bród. No, nie rozpędzajmy się za bardzo, dla kłusoli nadal nie.
|