|
Tęczak jest rybą wędkarską: wpuszcza się go w czwartek lub piątek i do niedzieli wyławia 30% wpuszczonych sztuk, a do miesiąca do 50%. Potem tęczaka w wodzie nie ma. Przeciętnie zarybiana ryba ma pół kilo, więc jedna ryba kosztuje tyle ile płaci się za kilo żywej, zdrowej ryby, czyli 12 zł. Trochę więcej, jeśli w międzyczasie jest duża woda albo zima i procent wyławiania spada do powiedzmy 30% a nawet czasem do 20%. Przeciętnie na Rabie udawało się uzyskiwać przeżywalność od wpuszczenia do złowienia 35 do 45%, czyli tęczak złowiony na grila kosztuje na Rabie 15 zł, łowi się ich od 0,9 do 1,2 dziennie na wędkarza, a licencja kosztuje 40 zł. Takich wędkarzy może być w roku 700 (najmniej) do 2800 (najwiecej) i przynoszą pieniądze, które można zainwestować w potokowce.
Potokowy nie jest rybą wędkarską: wpuszczony w czwartek zaczyna żerować w środę następnego tygodnia, albo w następnym miesiącu, albo drań popłynie nie wiadomo gdzie. Wędkarz jak go złowi na drugi dzień po wpuszczeniu, to zamiast mu dać w łeb i zjeść (i wpisać do rejestru), to go wypuszcza, jeszcze się tym chwali, a tu przychodzi lato i 27 stopni Celsjusza (tak co roku) a czasem nawet 31 stopni (rekordowo). W konsekwencji z dużych potokowych nie udało się nigdy złowić więcej niż do 20% wpuszczonych sztuk. Lepszy pod tym względem jest nawet łosoś, którego wyławialność jest nawet większa niż tęczaka, i gdyby nie był tak delikatny w hodowli, to by się pod względem wędkarskim nadawał. A tutaj potokowy kosztuje 25 PLN za kilo, wyławialność 20% i przeciętna masa wpuszczonego 0,4 kg, daje kwotę za jednego zjedzonego potokowca 50 PLN. A licencja dalej to samo: 40 PLN. Czyli wędkarz łowiący tęczaki przynosi kasę, a do tego, który zjada potokowca trzeba dopłacać. Nie tylko te 10 złotych: przecież trzeba mieć trochę dzikich ryb w rzece, a więc rozpowszechniać dzikie, miejscowe pstrągi. Na ten cel oprócz własnej produkcji, która kosztuje tyle co pasza, prąd i robocizna, trzeba przeznaczyć kilka zetów na zakup narybku od kooperanta, który ma część stada matecznego u siebie, bo nie można mieć wszystkich jaj w jednej kobiałce. Na te młodociane formy narybku (wylęg, narybek letni i jesienny) trzeba łącznie wydać około 6 tysięcy złotych rocznie, czyli potrzeba 240 wędkarzy zjadających tęczaki rocznie. Każdy następny wędkarz zjadający tęczaka funduje dwóm innym wędkarzom dopłaty do ich potokowych.
Jeszcze jedno: pomimo zwiększenia ilości zarybianych wyrośniętych potokowców ilość łowionych potokowców ogółem nie zwiększa się dramatycznie. Dlaczego? Bo mają okres ochronny, okresy nie żerowania i tak dalej. Im dłużej żyją w wodzie, tym większa ich śmiertelność. Zresztą tęczaków też, tylko że za śmiertelność tęczaków odpowiedzialni są głównie wędkarze, którzy za to płacą, a za potokowego nie wiadomo co ( a raczej wiadomo: wszystko), tylko że za to nikt nie chce płacić.
Panie Jozefie
Za te potokowce powinny placic wodociagi i zaklady oczyszczania bo to oni nie wywiazuja sie ze swojej pracy za ktora wszyscy placimy spora kase. ............no ale to narazie tylko marzenia biorac pod uwage obecny bajzel prawny w kraju.
|