|
Warto też wspomniec o tym, że jednym z elementów doprowadzających do wprowadzenia zakazu komercyjnych połowów w regionach nastawionych na zachowanie zasobów i uzyskiwanie wpływów z turystyki wędkarskiej (podobnie dzieje się nad Simojoki w Finlandii i w innych miejscach), jest wykupienie uprawnień połowowych od rybaków, przez zainteresowanych takim obrotem sprawy
Panie Jerzy,
No i co, mamy ten przykład naśladować? A może opracujmy swoją oryginalną strategię działania. Takie wykupywanie uprawnień połowowych od rybaków może znacząco podnieść ceny licencji za wędkowanie, których znaczna część będzie szła do kieszeni rybaków.
U nas marże za wydawane licencje przez uprawnionych do rybactwa na wodach śródlądowych mogą być wyższe niż w Finlandii, a przy tym ceny licencji niższe z uwagi na brak bezsensownych kosztów wykupywania pozwoleń od rybaków. To co podał pan za przykład, świadczy tylko o tym, że u nich rybacy dyktują warunki. Można się na to zgodzić w ostateczności, ale po co szukać na siłę kosztów i podległości? Bo co? Bo lobby rybacie w Finlandii okazało się silniejsze niż wędkarskie? To ich problem, nie nasz. Aczkolwiek mogę Fińskim wędkarzom pomóc i przybyć z odsieczą.
Może lepiej żeby rybacy od nas kupowali kwoty połowowe? To będzie skutkowało wyższą rentownością i konkurencyjnością naszych łowisk jednocześnie. My zajmiemy się produkcją ryb na lądzie, a rybacy będą nam jeszcze za to płacić. Kto kogo tu karmi? Karmiący nie może być podległy do karmionego i jeszcze mu płacić, żeby złowić rybę, którą się ochrania przed degeneracją. Rybacy mają słuchać a nie stawiać warunki czy brać opłaty. A uprawnieni do rybactwa nie mają się ślizgać z ledwo dychającym budżetem, tylko sprawnie funkcjonować.
I proszę mi nie pisać, że na całym świecie jest inaczej, tylko powiedzieć mi co za a co przeciw.
To tak w ramach rozruszania mało ożywionej dyskusji.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|