|
Ja też zaczynałem jako spławikowiec - to była krótka kariera zaledwie kilka zawodów, z których jedne udało mi się nawet wygrać na uklei. Nie powiem żebym się do tego zraził z jakiegoś powodu. Po prostu nie odpowiada mi osobiście takie podejście, ale, jak pisałem wyżej, toleruje to, że inni się tak bawią .
Jeżeli widziałbym się na jakichś zawodach to na takich gdzie każdy łowi w parze z kolegą lub nawet samotnie, ryby wypuszcza, co najwyżej zrobi fotkę, a potem wszyscy się zbierają przy ognisku, każdy mówi co miał, a ten co, powiedzmy, złowił największą dostaje prawo wygrzebania sobie w pudełkach kolegów tego co go interesuje. To jest prawdziwie elitarna i dżentelmeńska forma rywalizacji, bo oparta na słowie honoru :). Taka forma pasuje mi do muszkarstwa.
Każde zawody wędkarskie, nawet taka utopijna idea jak opisana powyżej, ze względu na swój, bardziej lub mniej masowy charakter, mają zawsze jakiś wpływ na środowisko. Zawody spławikowe - bo z zanętą wrzuca się do rzeki tyle biogenów co średniej wielkości mleczarnia ze ściekami. Muchowe - bo przecież eksploatujemy jeden z najbardziej delikatnych ekosytemów wodnych, o małej produktywności, i dużej wrażliwości na zmiany w składzie jakościowym i ilościowym populacji i czynników środowiskowych.
Należy tez pamiętać że każdy sport wyczynowy generuje rozwój dyscypliny, samochody są bezpieczniejsze róznież z tego powodu że technologie testuje się na torach. Nie zdziwiłbym się gdyby np. haki bezzadziorowe były pierwotnie wymysłem typowo zawodniczym? Już kilkadziesiąt lat temu łowiono na takie ukleje, dla poprawienia szybkości odczepiania, a teraz dzięki temu nie kaleczymy pstrągów i lipieni.
Pozdrawiam,
LJ
|