|
Panie Jerzy,
Ależ jakie znowu powierzchowne... tak pana zrozumiałem, ale spokojnie, pewnie będę jeszcze do tych tekstów wracał i dopytam w razie czego o szczegóły.
Panie Krzysztofie,
Proszę raczej pytać, wtedy łatwiej będzie zrozumieć.
W każdym razie - postaram się pomóc.
Przekaz mi się podoba. Jednak brakuje mi u pana pewnego podejścia indywidualnego do wędkarza. Dlaczego osoba pracująca w łowisku nie mogłaby mieć niższej opłaty niż ten co przychodzi na gotowe?
Odpowiedź jest prosta. Bo to byłoby wynagrodzenie za pracę. Osoba pracująca za wynagrodzeniem to pracownik. Może zarobic, a potem wydac na licencję. Czymś innym jest składka, jako wspólny kapitał, umozliwiający pracę "na swoim", na realizowanie wspólnego przedsięwzięcia.
Napisał pan, że krępuje nas sama natura pojęcia "stowarzyszenie", gdzie członkowie nie mogą pracować dla swojej korzyści. No dobrze, ale gdyby znacznie wyższa cena licencji nie dotyczyła tych co nie są członkami, tylko tych co nie pracują w łowisku - czy nie można tego w ten sposób obejść???
Nie napisałem, że cokolwiek nas krępuje. Wręcz przeciwnie. Foermuła stowarzyszenia stwarza o wiele większe możliwości niż inne. Stowsarzyszenie może prowadzić działanośc statutową, działanośc rolniczą (rybacką), działalność wydawniczą, działalnośc gospodarczą. Może zatrudniac ludzi oraz korzystac z róznych form finansowania. Korzysta przy tym ze spercjalnego uprzywilejowania fiskalnego, przeznaczając zysk z róznych przedsięwzięć na działanośc statutową, która jest o wiele szersza niż samo zajmowanie się rybactwem. Prosze też oderwać się od postrzegania wędkarstwa wyłącznie z perspektywy łowiska i łowienia ryb.
Ponownie - powinien OPan zastanowić się nad rozróznieniem między terminami, których Pan uzywa zamienie, a które zamienne nie są, takimi jak "składki", "opłaty", "licencje".
...by wziąć to co najlepsze z pojęcia stowarzyszenie i z pojęcia przedsiębiorstwo - selektywnie traktując ludzi zależnie od wkładu... nie zaś od nic nie znaczącej legitymacji członkowskiej...
Niepotrzebnie Pan rozdziela "pojęcia", zaś traktowanie legitymacji członkowskiej, która jest wyrazem deklaracji i zobowiązania, jako "nic nieznaczącej" jest jednym z podstawowych problemów. Człowiek, który ma za nic swoje deklaracje i zobowiązania nie może być traktowany poważnie.
Pytam się dlaczego nie możemy dokonać mutacji pojęciowej na użytek praktyki? Niech mi pan odpowie. Bo wie pan, jak byłem małym gnojkiem to pan był trenerem kadry narodowej w wędkarstwie muchowym (czytałem o waszych osiągnięciach na arenie międzynarodowej w WW będąc małym dzieckiem). Właściwie dziękuję Bogu, że pan jeszcze żyje i oby żył pan jak najdłużej i nam mówił i pisał jak najwięcej mądrych myśli.
Ja tez się ciesze, że jeszcze żyję ... ... rozumiem też Pański młodzieńczy sposób postrzegania wieku .... ale proszę zdać sobie sprawę, ze trenerem byłem, będąc młodszym niż Pan teraz, zaś VP FiPS-Mouche wybranym przez zacnych ludzi z całego swiata - mając niewiele więcej lat niż Pan teraz ... Mam się calkiem nieźle, choć nikt nie zna dnia ani godziny, i mam nadzieję nękać i pobudzać do rozwoju jeszcze długo...
Proszę więc jeszcze o trochę cierpliwości i przedyskutowania tego selektywnego traktowania w cenie licencji, nie ze względu na przynależność formalną (co zresztą pan obalił jako niekonstytucyjne), ale ze względu na faktyczny wkład pracy (niezależnie czy ktos należy czy nie należy do stowarzyszenia.)
A więc co pan powie na "Taryfikator prac w łowisku" - aby zmotywowoać ludzi do pracy społecznej a "wędkarzy - klientów" potraktować tak, jak na to zasługują. Co pan na to?
Czy wyłaniają się jakieś prawne lub inne przeszkody na drodze do wdrożenia takiego pomysłu?
Miesza Pan kilka rzeczy. Praca społeczna w stowarzyszeniu jest zobowiązaniem, bardzo czesto lekceważonym przez członków stowarzyszenia. Nienależący do stowarzyszenia takiego zobowiązania nie ma, choć każdy wkład wnoszony na rzecz wedkarstwa się liczy. Ponownie prosze wrócic do rozróznienia między składka, a ceną licencji, bo to dwie zupełnie rózne kategorie.
Praca społeczna to praca bez wynagrodzenia, więc jakiś "taryfikator prac w łowisku" byłby rodzajem "siatki płac" więc jest sprzeczny z istotą wsp[ólnej pracy na rzecz wspólnego przedsięwzięcia.
Natomiast kwestie rozdziału między członkami stowarzyszenia i klientami stowarzyszenia postrzega Pan właściwie. Nigdzie nie napisałem, że wszyscy, którzy teraz są członkami PZW musza nimi pozostac. Jak wiele razy pisałem, PZW miałby się o wiele lepiej gdyby tworzyło go jakieś 50 000 członków, aktywnych, prowadzących wspólne sprawy, majacych setki tysięcy klientów, którzy "chca tylko łowić" od których, zgodnie z Ustawa rybacką, jako zbiorowy "Uprawniony do rybactwa za wydane zezwolenie na uprawianie amatorskiego połowu ryb poberałby opłatę w wysokości przez siebie ustalonej.".
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|