|
Cześć Krzysiek,
Moje zdanie znasz, ale krótko zaprezentuję je tutaj. Osobiście najbardziej do mnie przemawia wprowadzenie zasady no-kill (nieważne, czy tylko na fragmencie rzeczki, czy bardziej globalnie). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to zdanie subiektywne, ma swoje mocne i słabe strony, podobnie, jak każde inne z zaproponowanych przez Ciebierozwiązań. Nie upieram się, że no-kill jest rozwiązaniem idealnym, ale z kilku względów uważam je za optymalne - z uwagi na "PR-owską" nośność hasła no-kill. Pewnie jest wielu wędkarzy, którzy wcześniej nawet nie słyszeli o no-kill, że można w ten sposób uprawiać wędkarstwo. Poza tym, o ile przepis dotyczący nimfy zrozumiały będzie praktycznie tylko dla muszkarzy (zdecydowanej mniejszości wśród wszystkich wędkujących), o tyle no-kill ma znaczenie bardziej uniwersalne. Za zasadą no-kill przemawia również względna klarowność i prostota takiego przepisu. Ale przyjmuję też Twój argument - czas ekspozycji przy stosowaniu dolnej nimfy jest zdecydowanie dłuższy, niż przy walnięciu ryby w łeb, więc potencjalnie taka metoda wiązałaby się z dużym stresem łowiącego.
Reasumując - żadne z zaproponowanych w Twoim poście rozwiązań nie jest idealne, pewnie takiego nie ma, jak to w życiu. Nie wiem też, które jest optymalne. Jednak każde z nich jest lepsze o niebo od tego, co mamy teraz, więc oczywiście podpiszę się pod każdym jeśli będzie miało szansę wejść w życie.
Dziękuję Krzysiek za poruszenie tych trudnych i drażliwych kwestii, to ważne, że o tym mówimy.
|