|
Męczenie ryb na zawodach jest takie samo jak poza zawodami. Nasze hobby bezkrwawe nie jest, nie było i nie będzie. Prawdą jest tylko to, że promowanie techniki w zawodach w miejsce umiejętności łowienia duzych ryb, niesie za sobą nowinki w postaci paprochów, mikronimfek, metod zyłkowych itp. rzeczy potrzebnych do łowienia drobiazgu. Nie zawodnicy są winni bezpośrednio, ale organizatorzy, federacje wędkarskie i ich władze razem z SZACUN - panem doktorem. Ci, którzy nadają temu współzawodnictwu jakieś ramy. tworzą regulaminy itp.
Aspekt przyrodniczy jest podobny jak w przypadku wedkarstwa rekreacyjnego. Kłujemy, wypuszczamy, kłujemny, wypuszczamy....
Aspekt finansowy jest taki, że w miejsce wydatków potrzebnych (na zagospodarowanie) są wydatki, których żaden szeregowy członek PZW albo wędkarz niezrzeszony płacić nie chce. Nie ważne czy to jest 10zł czy 50zł na rok na tą całą "otoczkę". Wędkarz nie chce dotacji do WW, innych wydawnictw, konferencji itp. nic nie dających wodom działań. Jedynie uczciwe i rozsądne jest podejście rynkowe, gdzie WW będą kosztować 10 zł - kupi ten co czyta a nie wszyscy wędkarze. Startowe w zawodach - pełna stawka, zawodnik lub sponsor pokrywa wszystkie koszty. Niech płacą ci, co startują. to proste jak budowa cepa, ale zaraz się pewnie odezwie jakiś "nawiedzony" co mi udowadnia, ze zawodnicy są potrzebni. Owszem - są potrzebni władzom PZW, żeby mogły się wykazywać działalnością statutową i wyciągać z tego kasę. Ja we władzach nie byłem, nie będę, nie potrzebuję tej kasy, bo mam 2 ręce do roboty a nie 2 lewe ręce do cwaniaczenia.
|