| |
Oczywiście, że się nie jest poczuwam do takich wynalazków bo to już dawno (w XIX w.) wynaleziono i nazwano Short Dressed Salmon Flies lub Low Water Flies i na tym samym założeniu są budowane wszystkie inne, a i w Polsce pierwsze takie wzory powstawały już w latach 70-tych.
A po tej drobnej dygresyjce wracając do tematu nimfa. Swoim skromnym zdanie uważam, że najlepiej "pracują" nimfy nie obciążone, a jeżeli już to minimalnie. Bo takie wzory zachowują się najbardzie naturalnie i reagują na każdy ruch wody. Oczywiście by czymś takim "zejść" wystarczająco głeboko należy używać bardzo cienkich żyłek (nawet 0,08 + gumowy amortyzator) oraz wiązać przynęty na możliwie cienkich hakach. Coraz częściej widze stosowanie takich zestawów i to z doskonałym skutkiem . Natomiast bardzi rzadko łowiący umieją "czytać wodę", by jej zawirowanie ściągnęły nimfę do dnia. Niektóre dobre szkółki muchowe uczą takich tricków,(a bywają one bardzo przydatne) + właściwe sposoby podanie (rzuty) takich nimf.
Sprawą odrębną jest stosowanie ołowiu jako obciążenia. Losem każdej mocno dociążonej nimfy jest wcześniej czy później dno rzeki i wszyscy o tym wiemy. Lecz w ten sposób każdego roku zatruwamy nasze wodu kilkuset kilogramami czystej trucizny, która gdzieś się wreszcie skumukuje (a może to dla mięsiarzy?).
pozdrawiam
Krzysztof Atkis
|