| |
Tak. Co do ołowiu to argument, jest trochę z innej beczki. Trochę go wywołałem tą cyną ale po kolei.
Najpierw „rozprawie” się z nowinkami.
Tak się składa że postęp jest naturalnie związany z człowieczeństwem, a dążenie do doskonałości ściśle wiąże się z postępem. Gdyby nie postęp dziś stalibyśmy nad przelewem I próbowalibyśmy schwycić pstrągi czy łososie idące na tarło. Tak nie jest. Myślę, że każdy z nas chce być coraz skuteczniejszy, coraz doskonalszy. Jeśli w takim dążeniu pomagają „nowinki” to nic złego. Idąc trochę dalej tym rozumowaniem jedyną „słuszną metodą” była by mokra mucha którą łowiono by jak 500 lat temu za pomocą sznura z włosia. Utopia I nie realne. A najważniejsze Po co? Dalczego.
To nie metoda jest zła czy dobra, ale człowiek – wędkarz. I to od wędkarza tak naprawdę możemy oczekiwać etyki, a nie od nimfy obciążonej ołowiem czy przyponu obciążonego tym samym ołowiem.
A teraz o ołowiu.
Tu się zgadzam, Ołów to trucizna – większość o tym z pewnością wie, albo I nie. Jednak twierdzenie że nimfa to coś złego to zły argument aby używanie ołowiu w tej metodzie było mniejsze. Tu powrócę jeszcze raz do tego co wcześniej napisałem – to nie metoda jest zła, ale ołów. Ja się pod tym podpisuje, mogę propagować wędkarstwo „bez ołowiowe”. Na dzień dzisiejszy to szaleństwo 100 % wędkarzy używa ołowiu – ale czemu nie. Więcej mogę zrobić pierwszy krok I sprzedawać cynowy drut czy wolframowy czy innych materiałów nie toksycznych.
Jednak "ołów nie" wymaga czegoś więcej niż krytykowania krótkiej nimfy. Bo od krytykowania amatorów „szuchej” z pewnością nie przybędzie. Niech propagowanie bezołowiowej nimfy będzie konstruktywne. Proszę napisać tekst o szkodliwości ołowiu. Z chęcią umieścimy go na FF. Będzie to myślę pierwszy krok w kierunku non lead nymph
Pozdr mw
|