|
... Miałem kiedyś przyjaciela, starego leśniczego, myśliwego i wędkarza - Lucek mu było
Odwiedziny u Lucka były obowiązkowe każdym razem gdy odwiedzaliśmy nasz teren polowań, albo by odpisać się w książce, albo po prostu złożyć „połówkową” wizytę podczas pobytu na grzybobraniu...a prawdziwki rosły tam wielki jak samoloty
Pech chciał, że razu jednego nasza wizyta miała już miejsce po zakończonym grzybobraniu i leśniczyna przy wyjmowaniu zwyczajowego poczęstunku z bagażnika samochodu dojrzała pełne kosze dorodnych grzybów.
Połówkę przechwyciła a biedakowi, Luckowi wręczyła siatkę i kazała natychmiast iść na grzyby
Niepocieszony chłop poszedł, bo leśniczyny słuchał się jak nikt ... poszedł i przepadł na kilka godzin, martwić się to nie martwiliśmy, bo Lucek znał las jak nikt ..widać się zawziął i „łowi” prawdziwki jednego za drugim, lub siatki do leśniczówki dociągnąć nie może
Wreszcie idzie ...zasapany, podrapany, przez komary pokąsany ... a siatka pusta
Gdzie masz cholero grzyby woła leśniczyna
Na to Lucek, z szerokim uśmiechem pełną „gębą” satysfakcji odpowiada:
zbierałam No - kill
|