|
Micro znaczy macro?
Ta wyprawa była jak każda wcześniejsza czyli norma.Wyjazd o godzinie 5.30 na miejscu Węgierskiej Górce jesteśmy około 6.40, a zresztą jakie to ma znaczenie. Pijemy przeze mnie zrobioną kawę i patrzymy jak woda przelewa się przez kamienie powalone w rzece. Myślimy jaką metodę wybrać, bo podczas ostatniego weekendu ryby bardzo dodrze brały na suchą małą jeteczkę(Whirling Blue Dun) Dziś pewnie jak to na rybach łatwo nie będzie. Ja zakładam małego kiełża i w drogę, powoli schodzę w dół rzeki, ale narazie bez brań ryby chyba jeszcze śpią, rzeka sprawia wrażenie jakby była pozbawiona życia. Wyciągam telefon i kręcę do Janusza, czy tam u niego w górze coś bierze. Janusz potwierdza moje spostrzeżenia i niezbyt zadowolonym głosem potwierdza, że rzeka jest jakaś dziwna, a przecież w ostanią niedzielę ryby brały całkiem dobrze. Ja oznajmiam mu, że schodzę do mostu i jak nic nie będzie sie zmieniać to jedziemy do góry do Rajczy. Janusz zgadza się na mój pomysł, ja chowam telefon, wyciągam pudełeczko szczęścia i w drogę pnie Jacek. Czas płynie stosunkowo szybko, dochodząc do mostu jakieś trzysta metrów przed, spoglądam jak wędkarz co rzut wyciąga rybę. Tak miło było popatrzeć, że postanowiłem przysiąść na kamieniu i poobserwować kolegę, jak on to czyni. Przyznam się szczerze, że łowiłem na Sole dość często i myślałem, że nie ma tam już tajemnic, a jednak kolega dość szybko zbliżał się do mnie. Ja wyczekiwałem tego momentu, aby móc zobaczyć, na co ten kolega łowi. I doczekałem się. Pierwsze zaproponowałem mały łyk pewnego napoju rodem z Żywca, a potem podstępem zaproponowałem jeszcze coś słodkiego i zabrałem się do pracy wywiadowczej co, gdzie, kiedy, jak i tak dalej.............rozmówcą moim okazał się kolega Arkadiusz- bardzo sympatyczny kolega z Buczkowic, który okazał się takim niepoprawnym rozmówcą jak ja i większość wędkarzy. Ale wracając do sedna sprawy. Na początek kazał mi całkowicie zmienić przypon na całkim cieniuteńki- taki #16 i potem w dół, aż do #10 i podarował mi mikro muchy (nimfy na haczyku nr 18) tak małe, że ledwie je widziałem na dłoni. Postanowiłem pod jego bokiem przepuścić ten zestaw. Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle przez moje okulary widzę jak Lipień z całej siły wali w moją muchę. Ja nie czekając na nić, tnę rybe jak to możliwe i już za parę chwil w moim podbieraku jest lipień 30.5cm. Jestem szczęśliwy jak mały Kazio po Dużym.......... piwie.
Sposób okazuje się bardzo prosty. Zarzucamy muchy w górę i cały ten czas obserwujemy jak płynie linka w dół. Dość dobrze obserwując linkę, jak tylko wystąpi małe zatrzymanie to delikatnie tniemy (większości ryby zacinają się same, łowiąc pod prąd). Nagle pojawia się Janusz strasznie zły mówiący: te ryby się chyba zmówiły, bo nic nie bierze, a jeszcze tydzień temu brały jak głupie !!!!
Ja pokazuje mu swój zestaw i pokazuje jak to działa. Janusz nie ukrywa zdziwienia i pyta: te ryby są
chyba coś walnięte biorąc na takie małe g.... ? W wyniku rozmowy pokazuję mu sprawcę całego zamiszania czyli Arka. Janusz zostawia wędkę i postanawia iść do kolegi po dwie takie nify. To co działo się po powrocie możecie sobie tylko wyobrazić. Ryby brały jak głupie, jak w szale dosłownie często wyciągaliśmy DUBLET'Y tak, tak panie i panowie DUBLET'Y . Ja postanawiam iść w dół rzeki i tam zaczaić się na większego zwierza, a zresztą powiem Wam całą prawde. Idę tam, bo jeszcze tam nigdy nie byłem, a moja ciekawość podpowiada mi, że coś tam mogę złapać. Więc w drogę dzielny rycerzu. Powoli mijam następne stanowiska ryb. Biorą one jak oszalałe, czyli wszystko jest w normie. Ryby większości to lipienie o wymiarach 28/30cm. Nagle widzę większy głeboczek, który jest dość długi i chyba dość głęboki, bo woda tam ciemna jak diabli. Ustawiam sie troszke dalej i postanawiam długimi rzutami przeczesać go dość dokładnie. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy widzę że tam nic nie ma. Postanawiam podejść na jakieś 6 metrów i jeszcze dokładniej je przeczesać i znowu nic. To dziwne, bo to miejsce pachnie grubą rybą, pewnie i tu dotarła ręka kłusowników ? Nagle gwałtowne zatrzymanie, linka idzie w dół rzeki mocno się napręża, ryba wyskakuje jak torpeda i idzie z powrotem pod kamień. Ja jak tylko porafię wybieram linkę. Wybierając linkę cały ten czas patrze co dzieje się pod wodą. Ryba szaleje jak oszalała, ja trzymam ją na kołowrotku i staram się ją utrzymać jak najdłużej i odciągnać ją od tego stanowiska. Nagle, jak gdyby usłyszał moje prośby i postanawia popłynąć w dół, a ja w tym momencie wywalam się na kamieniu nadal trzymając swój kij w ręce; Teraz można by było nakrecić tą scenę do ,,Śmiechu Warte''. Wracając do ryby, trzymam wędzisko dość mocno i powoli się podnoszę, troszeczkę może ociężale ale w końcu idę po moją wielką rybę. Powoli, bo powoli, ale mam zamiar ją wyciągnąć. Wchodzę do wody, odpinam mój podbierak i powoli skradam się do mojej zdobyczy. Nagle ryba wyskakuje ponownie nad wodę, spada na wodę i znika, ale ja już wiem że to pstrąg, pstrąg gigant. Zaczyna ponownie płynąć pod prąd. Ja nie czekając na jego ripostę postanawiam podejść jak najbliżej się da i podebrać go do podbieraka. Pierwsza próba całkowicie bez powodzenia. Staram się ponownie go podciągńąć. Pstrąg jednak postanawia zniknąć gdzieś pod wodą, a ja muszę wszystko zacząć od nowa.
Stawiam na rozwiązanie siłowe- podciągam pstrąga pod powierzchnię wody. No, jeszcze 8 cm, jeszcze 2 i mam tego pstrągala!!! Patrzę jak skacze ale już w mojej siatce w podbieraku. Jestem strasznie szczęśliwy, teraz dopiero czuję skutki mojego upadku. Ręka boli mnie jak diabli i widzę siniaka na ręce Ooo będę jeszcze długo to pamiętał, ale w wędkarstwie o to chodzi, aby długo pamiętać chwile spędzone nad wodą. Przez chwilę całkowicie zapomniałem o sprawcy tego zamieszania, wyciągam miarkę, mierzę i własnym oczą nie wierzę. Pstrąg ma 57cm. Jest największym jakiego udało mi się złowić na muchę w Sole. Patrząc na niego wracam mu wolność i w ten sposób dziękuję mu za piękną walkę i przeżycia. Powoli cały obolały docieram do Janusza. On pokazuje mi lipienia, ma 34cm. Opowiada o tym, jak brały pstrągi i lipienie, a w mojej głowie szumi jeszcze psrąg, któremu pozwoliłem zamieszkać spowrotem w dołeczku. Janyusz pyta, czy ja coś złowiłem. Ja nie chcąc psuć mu dnia odpowiadam, że nie. Zresztą, czy ktoś uwierzy, że w centrum miasta można złowić pstrąga na 57cm... Idąc jednak, postanawiam powiedzieć o moim pstrągu. Janusz kwituje to krótko: nie bajeruj stary nie bajeruj; Wie, że jest ci przykro, że uczeń przerósł mistrza....... więc co tu można dodać do mojej opowieści.
P.S Życzę aby wszyscy wędkarze w Nowym Roku odnosili sukcesy i mogli się cieszyć wędkarstwem tak jak było mi to dane z moim nieżyjącym kompanem wypraw wędkarskich Januszem Kisielem
|