|
Powiem tak.
Na tej rzece złowiliśmy we dwóch w jeden wieczór (wydaje mi się że było to ok. 4 godzin) 26 lipieni, z których tylko 6 szt (tak się złożyło że po 3 szt. na głowę) miało mniej niż 50 cm. Moje czterdziestki miał 47, 48,5 i 49 cm – kolegi również nie były mniejsze niż 47 szt. Do tego nasz znajomy Mongoł złowił, jak dobrze widziałem, 5 lipieni – wszystkie na oko ponad 50 cm a dwa największe miały po 56 cm i te dostały w głowę... Do tego złowił je stojąc w jednym miejscy i ciskają obrotówkę nr 3 w ten sam punkt. W tym miejscu również my na suchą wyjęliśmy kilka ryb…
Nasze największe na muchę miały po 56 cm a średniaki 53 cm. I nie ma tu jakiejkolwiek ściemy!
Do tego spadło mi kilka ładnych ryb. Chyba za małą muchę miałem tj. sierściaka nr 8 na haku jętkowym. Powiem szczerze, że taki lipień ciągnie jak diabeł! Odjazd z wyciąganiem linki to norma…
Następna rzeka na którą pojechaliśmy miała typowo górski charakter odpowiednią wielkość i uciąg - ścinało z nóg po wejściu do kolan – a doły były takie, że spokojnie zakrywało człowieka. Jednak ryby z reguły nie przekraczały 30 cm… Złowienie tam lipienia to była kwestia wrzucenia mchy do wody – bez znaczenia co to by była za mucha. Największy rodzynek miał 46 cm (czterdziestki były trzy jak dobrze pamiętam – mój największy miał niestety 37 cm) i był to Thymalus Thymalus – dwa dni później w jeziorze przez które ta rzeka przepływała padł „brevirostris” o wymiarze 58,5 cm – tyle, że na spinning.
W czasie powrotu zatrzymaliśmy się wieczorem na nocleg nad pewną rzeką (zupełnie przypadkowo) gdzie nasz kierowca utarł nam nosa łowiąc koło namiotu 2 lipienie Thymalus Brevirostris o wymiarach 50 i 58 cm… Łowiliśmy na zmianę jednym spinningiem. My, jak pamiętam nic złowiliśmy. Gdybyśmy zostali na cały następny dzień to pewnie byśmy również połowili... Nieststy się spieszyliśmy - droga powrotna...
Wcześniej na innej rzece (znanej i, jak na Mongolię, bardzo popularnej…) widzieliśmy żerujące lipienie Thymalus Thymalus na oko do 50 cm – staliśmy im nad głową. Łowiliśmy na spinning i niestety nie chciały współpracować. Następnego dnia wyskoczyliśmy na moment z muchą aby je złowić ale, że to było rano i nie za bardzo żerowały, bo wg mnieu nie niemiały do czego wychodzić. Ja złowiłem na początek jednego 43 cm na suchą, który neiopatrznie się pokazał. Miejsce miało spokojną wodę i wg mnie nimfa czy mokra z lekka odpadała. Z uwagi na to że, nie żerowały poszliśmy w inne miejsce, nasłonecznione oraz z szybkim nurtem. Latało sporo owadów - łowiliśmy najpierw suchą a późnij na nimfę. Brały jednak takie max 37 cm. Po jakimś czasie zmieniłem miejsce i z uwagi że nic na powierzchni się nie działo założyłem nimfy i praktycznie od razu wyjąłem takiego 46 cm i jednego ładnego spiąłem a kilka widziałem. Po za tym mialem jakieś mniejsze do 40 cm. Niestety musiałem je szybko zostawić bo mieliśmy zaplanowane zwijanie obozu i przenosiny w inne miejsce…
Powiem tak – od 7 lat śledzę poczynania kolegi z którym byłem, a który jeździ do Mongolii co roku i wielu rzeczy się domyślałem jadąc tam ale przyznać muszę, że w rzeczywistości wygląda to tak, że jak się trafi nad rzekę gdzie jest ryba to można doznać szoku!
Teraz wiem że jak jest ryba w rzece / jeziorze itd. to bierze!
Jak nie bierze to jej nie ma.. i tak jest u nas…
|