|
Pozwolę sobie i ja na drobną reflesję. Otóż jakiś czas temu ja również swoją przygodę z pstrągami i lipieniami zaczynałem nad Bystrzycą. To były jeszcze czasy ,z których jak sięgnę pamięcią przypominają mi się wspaniałe wędkarskie wyprawy chłopaka, który jeszcze pod osłoną nocy:) wymykał się z rodzinnego gniazdka aby móc cały dzień łazić nad rzeką w poszukiwaniu tego upragnionego 50-taka. Czasy te, gdzie takie ryby trafiały się nie są wcale tak odległe. Jeszcze 5,4 lata temu łowienie ryb w przedziale 40-50cm nie było jakims ewenementyem czy czyms szokujacym. Jednak z roku na rok ilość ryb w tym przedziale gwałtownie malała. Rozpisałem się wróciły wspomnienia ale czas przejść do rzeczy.
W zeszłym roku po dłuższej przerwie (3lata) wróciłem spowrotem do łowienia. Skompletowałem na nowo sprzęt i z wielkim zapałem:) ruszyłem na poszukiwania tych magicznych 50 taków. Po sezonie 2006 rozczarowanie moje jest ogromne. Dużych ryb nie ma wcale, małych w porównaniu z tym co pamętam kiedyś, też jak na lekarstwo. Jedynie presja wędkarska wzrosła i to dobre 150%. Problem braku ryb jest napewno problemem złożonym. Według mnie największe spustoszenie robi człowiek i to nie człowiek kłusownik ale wędkarz. Wędkarz, który to niejednokrotnie nie rozumie bądź nie chce zrozumieć, że zabieranie ryb poniżej tych 35cm to wyrwanie naturze najwartościowszego 'materiału rozrodczego'. Uważam, że podniesienie wymiaru ochronnego do 35cm to dobre posunięcie, zmniejszenie limitu na dwie sztuki w rzeczy samej również.
Ja jak kolega, który wywołał dyskusję, również uważam, iż jak ktoś ma ochotę na rybkę i chce się oddać konsumpcji w gronie rodzinnym to może sobie ją kupić w sklepie. PANOWIE SAMOKONTROLA i zdecydowanie KONSEKWENCJA w niezabieraniu ryb. To naprawde nie jest takie trudne. Ja po kilku wyjazdach w ubiegłym roku i zapoznaniu się z rybostanem rzek szybko się tego nauczyłem, choć przyznaję, że tak jak większość z Was lubię ryby konsumować. Dzisiaj wraz z kolegą pojechaliśmy w miejsce zupełnie nam nieznane, choć w promieniu 60 km od Lublina. Pogoda dopisała i ryby również. Już od niepamiętnych czasów udało mi się złowić pstrąga na 55cm. Frajda tym większa, że ryba z rzeki, której kompletnie nie znam . Wróciła do wody. Zrozumie ten, który emocje związane z holem dużego pstrąga czy lipienia przedłoży na poczet oblizywania palców. To co napisałem brzmi jak apel. I zdecydowanie tak właśnie ma brzmieć. Myślę, że to od nas wędkarzy w bardzo dużej mierze zależy czy będzie nam dane łowić jeszcze przyzwoite ryby i cieszyć się zdobyczami, czy pocieszymy się jedynie wspomnieniami .
Ci co je mają już mogą nazwać się szczęściarzami.
pozdrawiam M.Z
|