|
Zmiany, zwłaszcza wyegzekwowane w postaci dodatkowych kontroli, zapewne pomogą rzekom. Jednak wydaje mi się, że błądzimy w ciemności i szukamy rozwiązania nie tych problemów co trzeba. Stało się modne twierdzenie : "Ryb nie ma , bo jest za duża presja i za tanie opłaty". Na pewno zawiera sporo racji, bo gdyby każda dniówka kosztowała 50 zł i był limit 10 wędkarzy/dzień, to raczej w każdej rzece można by połowić jak na Wiśle. Niestety, po prostu nie stać nas na takie proste rozwiązania, a co gorsza wiele osób uważa je za cudowny (i jedyny) lek na problemy w polskich rzekach.
Pragnę zwrócić uwagę na pewną rzecz. Mam 19 lat, ryb było naprawdę sporo , aż ukończyłem 15 lat. Mój tata ma 53 lata i ryb było mnóstwo do 40 roku jego życia, a do 49 sporo. Może wyda się dziwne, że piszę takie coś, ale chcę zwrócić uwagę, jak okres "bezrybia" jest wielki proporcjonalnie do życia mojego pokolenia, a jak mały do życia pokolenia moich rodziców. To zaś pokazuje, jak nagły był proces wymierania polskich rzek. I dlatego śmiem twierdzić, że wędkarze mieli w tym bardzo mały udział. Przeanalizujmy przykład : dlaczego nie ma ryb ZO Kraków, głównie Rabie?
1.Za dużo wędkarzy. Nieprawda, 30 lat temu było ich 2 razy więcej, łowili topornym sprzętem, na robaki, martwe rybki , koniki polne, blachy z kotwicami jak od Titanica , a o C&R wiedziało może 0,001% wędkarzy. A ryby były, i nie znikały.
2.Zabieranie ryb w dużych ilościach. Może to prawda, ale po pierwsze kilkanaście/dziesiąt lat temu limity były większe, ludzie ich kompletnie nie przestrzegali , gdy mój tata był w moim wieku, to z Raby wracali wędkarze z plecakami wypchanymi rybami (i to nie jeden, takich widywał praktycznie za każdym wyjazdem nad rzekę). Po drugie, gdzie są małe ryby na Rabie czy Dunajcu? Na Dłubni każdy pstrąg 15+ dostaje w łeb, ale mnieszych jest mnóstwo. Po trzecie wreszcie, ok, wędkarze wyżerają pstrągi,lipienie, szczupaki , sandacze i inną szlachetną i mięsistą rybę, ale gdzie są ukleje i strzeble?? To też jedzą? Ubyło nie tylko ryb konsumpcyjnych, ale i tych które się do jedzenia kompletnie nie nadają.
3.Zapory i regulacja rzek. Też nieprawda, zapora w Solinie ma 40 lat lub więcej, w Czchowie 70 lat i było tam mnóstwo ryb. Wisła w Krakowie jest zaprogowana od wielu lat, stopień co 5 km jak nie gęściej i kiedyś były gigantyczne ilości ryb, a teraz jest mało. Paleśnianka 30 lat temu była pełna pstrągów, teraz dużą część rzeki wyregulowano, ale w tej naturalnej też nie ma ryb, a (uwaga!) od kilkunastu lat nie ma tam kompletnie wędkarzy, bo jest matecznik!
Na koniec chciałbym przedstawić teorię, która ma wielkie luki, ale przynajmniej w części jest naprawdę dobra. Uważam, że winę za brak ryb ponosi niekontrolowany rozwój wsi. To co się dzieje w nadrzecznych wsiach, po prostu nie powinno mieć miejsca w cywilizowanych krajach:
a)wywalanie śmieci do rzek
b)wylewanie szamba nad rzekami (a teraz w 95% gospodarstw są pralki , detergenty i inne nowoczesne wynalazki)
c)nawożenie pól bez rozwagi i kontroli (i to azotanami i fosforanami, do tego opryski bez rozwagi)
d)kradzież żwiru i kamieni (nad samym Dunajcem koło Zakliczyna , to chyba kilka pociągów rocznie wywożą)
e) kłusowanie tarlaków (dawniej miejscowi mieli większy szacunek do przyrody i nawet gdy łowili pstrągi na robaka czy koszyki, to wiedzieli że to dla nich dar przyrody, jak maliny czy poziomki, a nie prywatna własność ,która im się należy)
Powyższe czynniki, moim zdaniem uniemożliwiają wszystkim gatunkom efektywne tarło każdemu gatunkowi od strzebli do głowacicy, co powoduje pozorne wyłowienie ryb. To nie my łowimy za dużo ryb, tylko ich nie przybywa dostatecznie dużo. I na tym polega główny problem.
Ta teoria ma jednak kilka słabych punktów:
a) podobno poprawia się czystość rzek
b) buduje się coraz więcej oczyszczalni ścieków
c) Wisła, tak brudna za komuny, że ryby z niej pochodzące podczas smażenia wydzielały zapach palonej opony, zawierała więcej ryb niż obecnie
Mimo tego wszystkiego, co napisałem powyżej , popieram zmiany do których dąży ZO Krosno, bo po prostu jest to zawsze jakiś krok w dobrym kierunku. Poza tym czynnik , który wg mnie jest decydujący może zostać wyeliminowany tylko przez surowe postępowanie władz samorządowych no i mentalną przemianę narodu. Bo podpunkty od a do e , sprowadzają się do stwierdzenia : "po co mam płacić , mam to za darmo".
Proszę nie pisać, że mam uprzdzenia do wsi, bo tak nie jest i nie generalizuję. Użyłem kwantyfikatora V ,a nie A , więc nie twierdzę, że każdy mieszkaniec wsi to niszczyciel przyrody, jednak myślę że dla każdej wsi istnieje taki mieszkaniec, który jest szkodliwy dla społeczeństwa
Pozdrawiam i życzę powodzenia we wprowadzaniu nad Sanem dobrych zmian
Bartek
|