| |
Tak sie sklada ze przebywam od 10 miesiecy w Indiach. Ale polskie lowiska znam, bo na muche lowie od kilkunastu lat. I niestety musze przyznac, ze temat "no kill" funkcjonuje jak dawno siegam pamiecia. Tylko ze nic z tego nie wynika. To, ze wedkarze moga rzeke przelowic nie wymaga chyba specjalnej argumentacji /patrz San/. Oczywiscie bardzo nam jest wygodnie jest zasalaniac sie, poniekad slusznie, klusowniztwem i zla dzialalnoscia Zwiazku, bo klusownik czy zwiazek to NIKT. A kolega, ktory zabiera z rzeki 200-300 pstragow rocznie budzi podziw, no i .. jest kolega. Z uwaga przeczytalem wywod Matiego nt. brakow w rybim "uzebieniu" u dunajeckich lipieni, bo z M. lowie od zawsze i niedlugo wybieramy sie z nim na Dunajec. Tylko czy nikomu nie przyszlo do glowy, ze pokaleczone ryby to wynik presji i w zwiazku z tym "przerzucania" ryb niewymiarowych? Nawet jesli bedziemy zabijac wszystkie zlowione 30-taki, to przy tych tysiacach wedkarzy, zanim biedne lipionki czy pstrazki osiagna zgubny dla siebie wymiar, to juz beda solidnie wysciskane kilkakrotnie przy okazji uwalniania z haczyka i cos tam straca ze swego usmiechu. Odpowiedz wiec jest tylko jedna: zmniejszenie presji na lowiska. I jak kiedys wspomnialem w sp. "Wedkarstwie Muchowym" /tak, byly dawno dwa numery takiego pisma/, nie powinno sie to odbywac metodami administracyjnymi /np. limitowanie dostepu do rzek i jezior/, lecz w spsob naturalny - tworzenie nowych atrakcyjnych lowisk. Aby nie wyszlo na to, ze jestem przeciwnikiem "no kill" powiem tylko, ze sam wiekszosc zlowionych ryb wypuszczam. I czasem serce boli mnie gdy ktoras tam "beretuje". Natomiast pokazujac druga strone medalu powiem, ze sa w Indiach rzeki gorskie, gdzie prawie nie ma ryb bo zostaly wytrzebione przez miejscowych, przy uzyciu dznamitu i pradu. Nawet tutaj... Bo czego jak czego, ale presji wedkarskiej to tu nie ma! Tak wiec zarowno zywiol wedkarski jak i klusowniczy moga sie zle przysluzyc populacji rybek. Fajnie tak z Wami pogadac z pozycji New Delhi, namaste!
|