| |
Wierzę, że Ty podchodzisz do tego w sposób normalny, jednak parę lat temu miałem okazję zapoznać się z tą koleżeńska atmosferą i wymianą poglądów, gdy na zawodach spiningowych kilku "wyjadaczy" z czołówki krajowej wp...iło się na moje miejsce, gdzie wyczaiłem okonki uniemożliwiając mi jakiekolwiek łowienie. Był to ostatni dzień mojej kariery "sportowca".
Staram sie podchodzić do tego w sposób normalny... Koleżeńska atmosfera ... cóż, są zawody i zawody, jedne lepsze drugie gorsze. Czasem trzeba gorzko przełknąć ślinę, patrząc jak ktoś profanuje nasze miejsce. Ja to także przerabiałem.
Koleżeństwo wędkarskie może się "realizować" przy wielu innych, lepszych okazjach niż sformalizowane męczenie ryb.
Smormalizowane męczenie ryb... tu bym sie nie zgodził, ale jeśli tak uważasz...
A co do tego nieszczęsnego wymiaru - będę się powtarzał, gdyby zawody nie wypromowały zabójczo skutecznych metod to mielibyśmy dzisiaj w wodach miarową rybę.
... albo bylibyśmy 20 lat za murzynami. Kolejny raz powtarzam to nie metoda lecz wedkarze ponoszą ewentualną winę za brak ryb.
Witek
|