|
Łowieniem w morzu (Bałtyckim) zainteresowałem się poważnie 5lat temu, kiedy trochę przypadkowo trafiłem na początku maja ze spinningiem do podkoszalińskich Gąsek. Miałem szczęście bo za pierwszym razem miałem z pół setki brań i wyjąłem 21 belon. Kilka z nich zaatakowało błystkę tuż pod moimi nogami, w wodzie sięgającej kolan. Już wtedy przyszło mi do głowy, że te ryby da się łowić na muchę. Mieszkam w Poznaniu, więc nad morze mam prawie 300km i oczywiście nie mogę tam być tak często jakbym chciał. Stąd też moje doświadczenia ograniczają się do kilkunastu wypraw. Jak dotychczas udało mi się w miarę opanować łowienie belon. To co piszę o trociach, to wiedza teoretyczna, zdobyta dzięki lekturze bo mimo kilku podjętych prób nie udało mi się jak do tej pory nawiązać kontaktu ze słoną trocią ; ) Mam też nadzieję, że to co napisałem poniżej skłoni do zabrania głosu kolegów, którzy mają większe doświadczenie ode mnie i dzięki temu wszyscy bedziemy wiedzieć więcej.
Podstawa to moim zdaniem wyselekcjonowanie potencjalnie interesujących miejsc, w których zatrzymują się ryby. Dno jak i konfiguracja brzegu powinny być jak najbardziej zróżnicowane. A więc kamienie, kępy trawy lub wodorostów, głęboka rynna w zasięgu rzutu. Moim zdaniem bardzo interesujące są też palisadowe falochrony. Szczególnie te stare, obrośnięte glonami, skorupiakami w pobliżu, których zawsze kręcą się drobne rybki warte są uwagi. Warto obserwować ptaki, które mogą nas naprowadzić na stadka drobnicy. Z własnego doświadczenia mogę polecić odcinek wybrzeża pomiędzy Ustroniem Morskim a Gąskami, rejon Orzechowa, wyspę Wolin. Wiem też, że interesujące miejsca znajdują się w rejonie Dziwnowa/Dziwnówka i w Zatoce Gdańskiej. Zaznaczam jednak, że tam nie łowiłem i bazuję na informacjach z drugiej ręki. O Zatoce chyba najwięcej może powiedzieć Tomek Bogdanowicz, który czasem tu zagląda i liczę, że włączy się do dyskusji. Odradzam plaże w rejonie Dębek, Białogóry i Karwi. Moim zdaniem wszelkie płaskie, jednolicie piaszczyste plaże możemy sobie odpuścić. Nie znaczy to, że ryb nie ma tam w ogóle ale moim zdaniem nie zatrzymują się na dłużej przez co trudno je zlokalizować.
Druga kluczowa sprawa to pogoda, która może kompletnie uniemożliwić łowienie. Dlatego przed wyjazdem warto dokładnie sprawdzić prognozę pogody dla rybaków, dostępną na stronach internetowych urzędów morskich. Z kilkunastu wyjazdów jakie w ostatnich kilku latach odbyłem na Bałtyk tylko dwa razy trafiłem na absolutną flautę i spokojne morze. Za to kilka razy wiatr był tak silny, że przez dzień lub dwa kompletnie nie dało się łowić, zarówno na muchę jak i na spinning. Ukształtowanie dna w większości znanych mi miejsc wymusza dalekie brodzenie. Często jednak nawet niewielka fala potrafi je skutecznie uniemożliwić. Polskie wybrzeże to niestety nie Bornholm gdzie w razie niekorzystnego wiatru możemy przejechać na druga stronę wyspy i poszukać zacisznej zatoki. Dominują wiatry zachodnie i północnozachodnie, które potrafią skutecznie uniemożliwić operowanie linką. Pogoda jako taka nie jednak większego wpływu na żerowanie ryb. Przynajmniej tak sprawa ma się w przypadku belon. O ile tylko da się wejść do wody i skutecznie rzucać jest szansa na branie. Oczywiście spokojna lub tylko lekko sfalowana powierzchnia pozwala na zaobserwowanie ryb, wyskoków drobnicy czy spławów, co znacznie ułatwia namierzenie ryb i zwiększa atrakcyjność łowienia. Podczas fali skazani jesteśmy na rzucanie w ciemno. Zauważyłem, że do momentu, kiedy fala nie podnosi z dna dużych ilości piasku i osadów, belony kręcą się w pobliżu brzegu i jest szansa na branie. Podobnie sprawa ma się z zachmurzeniem. Łowiłem belony zarówno w południe, w pełnym słońcu, jak i o świcie czy o zmroku a nawet podczas siąpiącego deszczu. Jak pisałem o trociach trudno mi cokolwiek powiedzieć na pewno. Należy jednak założyć, że podobnie jak w rzekach unikają słońca i prześwietlonej wody. Relacje bardziej doświadczonych w tej materii kolegów jak i literatura wskazują, że najlepsza pora to świt i zmrok oraz pochmurne i bure dni.
Nie warto demonizować sprzętu. Każda szybka wędka w klasie 7-9 będzie odpowiednia. Zaczynałem od zwykłego streamerowego kija o długości 10’, potem przesiadłem się na szybszą 9’wędkę 9wt. Oczywiście w stosunku do wielkości ryb z jakimi mamy szansę spotkać się na naszym wybrzeżu jest to strzelanie do wróbla z armaty. Wystarczyłaby #6 ale...cięższy sprzęt pozwala znacznie łatwiej operować linką w czasie wiatru. A słabszy lub silniejszy wiatr (i fala) towarzyszy nam nad polskim Bałtykiem praktycznie zawsze. Stosuję dwa rodzaje sznurów: pływający i intermedium. Zaczynałem od zwykłej Wfki. Wiosną kupiłem linkę przeznaczoną do dalekich rzutów Forty Plus Expert Series, produkowaną przez Airflo. Trudno powiedzieć czy dzięki tej lince udało mi się istotnie zwiększyć odległość ale z całą pewnością rzuca się nią znacznie łatwiej i przyjemniej. Z uwagi na krystalicznie czystą wodę warto stosować dość długie przypony, zwłaszcza podczas flauty. Moim zdaniem 3 metry to rozsądne minimum. Innym rozwiązaniem są przezroczyste sznury. Sam używam właśnie takiej linki. Przypony wiążę z dwóch grubości żyłki: 0,28 i 0,24 lub tej samej grubości fluocarbonu.
Na początku łowiłem głównie na malutkie streamerki wiązane na haczykach #8-12. Moim zdaniem powodem dla którego tak wiele ryb spadło były właśnie małe haczyki. Doszedłem do wniosku, że skoro belony, nawet nieduże, bez oporu biorą na kikunastocentymetrowe wahadłówki, nie ma co przesadzać z miniaturyzowaniem przynęt i należy łowić na muchy wiązane na większych hakach. Zgodnie z moimi przewidywaniami skuteczność zacięć znacznie się poprawiła, tym bardziej że udało mi się zdobyć trochę morskich haczyków, nieporównywalnie bardziej odpornych na słoną wodę, które nie korodują i nie tępią tak szybko jak standardowe. Sadzę, że nie bez znaczenia jest też ich nieco odmienna geometria. W sieci dostępne są setki wzorów much, szczególnie na skandynawskich i niemieckich stronach. Moim zdaniem w naszych realiach nie ma sensu mnożyć bez końca wzorów much. Trocie w rejonie naszego wybrzeża odżywiają się głównie tobiaszami i garnellą. Podobnie belony odżywiają się głównie niewielkimi rybami, choć na temat odżywiania się tego gatunku nie udało mi się znaleźć żadnych publikacji. Żeby niepotrzebnie nie komplikować ograniczyłem się do trzech rodzajów. Muchy na które łowię to głównie imitacje małych rybek, wzbogacone kolorowymi akcentami w postaci oczu i pasemek flashu. Do tego proste imitacje krewetek w kolorach od pomarańczowego, poprzez srebrzysty aż do szarobeżowych, również z dodatkiem flashu. Kolekcję uzupełniają muchy typu woolybagger w kolorach czarnym, oliwkowym, szarosrebrzystym. Dodatkowo warto mieć kilka niewielkich popperów, które często okazują się bardzo skuteczną przynęta. Imitacje rybek wiążę na haczykach od 6-2/0, krewetki na 8-2, woolllybaggery 6-4. Prowadzenie tych przynęt nie nastręcza większych trudności. Imitacje narybku prowadzę w dość szybkim tempie, zminiając rytm od czasu do czasu. Trzy szybkie, krótkie pociągnięcia, przerywane jednym dłuższym ale wolniejszym. Woollybaggery i krewetki prowadzę znacznie wolniej, pozwalając im od czasu do czasu osiąść na dnie. Kilka razy zdarzyło mi się, że belony odprowadzały przynęty pod same nogi, nie atakując ich jednak. W takiej sytuacji warto spróbować poprowadzić przynętę bardzo szybko tak aby wręcz ślizgała się po powierzchni wody. Do takiego łowienia niezastąpione są poppery i pływającą linka. Wędkę, kołowrotek i sznur warto zaraz po łowieniu solidnie przepłukać słodką wodą i dokładnie wysuszyć. To samo dotyczy przynęt, zwłaszcza tych wiązanych na standardowych haczykach. Używam standardowych przelotek i średniej klasy kołowrotka ale jak do tej pory nie zauważyłem jakichkolwiek śladów korozji.
Pzdrw, KR
|