|
Dobrze, że ktoś poruszył ten temat. Na mój rozum, efekt mieszania ras wędrownych pstrągów z osiadłymi wymaga dokładnej analizy - ale problem się jakby przesilił w kierunku właściwym, czyli mniejszą skłonnoscią do smoltyzacji potokowców obecnie. Brak potokowców w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był właśnie chyba efektem "hodowlanych" ulepszeń i w jakimś sensie przyczynił się do boomu lipieniowego, który na tyle lat przeważył praktykę muszkarstwa w kierunku rzek, dolnej nimfy i lipienia.
Sam starając się unikać "zanieczyszczania" osiadłej formy pstrąga formami wędrownymi przyznaję, że niestey nie mam pomysłu jak w naturze zapobiec takiemu krzyżowaniu. Wyznaję też pogląd, że trocie zawsze "wyprowadzały" pstrągi z rzek do których wstępowały. Zresztą duże hodowlane potokowce też chyba tak oddziaływują: dostają chętki na wędrówkę i przy okazji "wyprowadzają" miejscowe pstrągi.
Jeśli chcemy dyskutować o zasadności zarybień, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że powinniśmy raczej wycenić ile nas pochodząca z zarybień rybka kosztuje - a dopiero potem dyskutować czy warto. Bo każda ryba, która nie urodziła się sama w naturze zawsze jest wpuszczana dla nas, wędkarzy, czy to głowacica czy lipień, czy pstrąg. A to czy zeżre strzeblę czy jelca - to nam powinno latać. Na Pomorzu lipienie jedzą głowacze (pod ochroną!) - to co, mamy przestać tam nimi zarybiać?
|