|
Jeśli chodzi o przepis o kończeniu łowienia po zabraniu drugiej ryby to ma on proste wytłumaczenie. Jest to kompromis między marketingiem, a przedsiębiorczością właściciela. Na papierze dniówka obejmuje limit 2 sztuki, ale w rzeczywistości oscyluje w okolicach 1. Niewielu wędkarzy jest tak żądnych mięsa (ew. ma silną wolę), żeby za zabranie jednej rybki wartości 5 złotych schodzić z łowiska. Prosty przykład: A i B są kolegami. Umówili się,że łowią do 19. Mają po jednej rybie. Ryby brały słabo cały dzień. Jest 18.30: A zabiera drugiego pstrąga na 30 cm i schodzi z wody. 18.45 zaczyna się rójka i B łowi 2 pstrągi po 45 cm i jednego na 30 cm, którego bierze. Efekt-obaj mają komplet, ale jaka jest różnica w samopoczuciu A i B to chyba nie trzeba tłumaczyć. Ponieważ każdy z nas boi się takiej sytuacji to weźmie najwyżej 1 pstrąga, a drugiego nie zdąży już dołowić. Dzięki temu sądzę, że właściciel ma spory zysk. 2 sztukowa dniówka amortyzuje się mniej więcej 1,5 sztuki, może mniej. Z drugiej strony kto chce mięso nie może zarzucić właścicielowi za niskich limitów.
Jeśli zaś chodzi o limit wyjść, to jest chyba nieco niesprawiedliwy. Niedość, że sezon trwa tylko 6 miesięcy to przecież wielu wędkarzy przyjeżdża w Beskidy na wakacje. Mogą wtedy łowić tylko co drugi dzień. O wiele lepsze byłoby po prostu olimitowanie zabierania ryb do 3 szt. tygodniowo / 1szt. dziennie. Większość klientów łowiska i tak nie przyjeżdża po rybę tylko połowić.
Co do cen licencji. Są rzeczywiście BARDZO niskie. 600 zł niektórzy wydają na piwo i papierosy przez miesiąc. Problem leży gdzie indziej. Jesteśmy biednym krajem. Nawet trzeci świat powoli nas dogania. Taka jest smutna prawda i wszyscy, którzy mówią że licencje są drogie, porównują je do swoich pensji. W takim zestawieniu rzeczywiście jest to dużo, dla mnie także. Nie możemy winić jednak Pana Wilka za to, że od 15 lat w sejmie siedzi 460 debili, którzy robią milionowe majątki kosztem rozwoju kraju.
Pozdr. Bartek
|