|
Ostatnio nad moją ukochaną rzeką też przeżyłem coś takiego...
Było to we wrześniu,na końcówce rynny wypatrzyłem dwa kardynały..
Duże kardynały,zanim opanowałem drżenie rąk zniknęły w rynnie,dwa tygodnie póżniej było dokładnie tak samo-tym razem spłoszyłem je niezbyt precyzyjnym rzutem.
Ostatni raz byłem tam miesiąc temu-znów spłoszyłem-tym razem był jeden.
Już martwiłem się co się stało z drugim z dobrych znajomych,w tym momencie wędka łowiącego ze mną mojego brata wygięła się w cudny łuk...
a dwie sekundy póżniej wyprostowała...
Jutro znów tam jadę...
Pozdrawiam !!!
|