|
Bo to były różne gatunki. Ten z fotki to pstrąg Salmo trutta, ale czy był w jeziorze czy morzu, albo może cały czas w rzece - nie wiadomo. Stuprocentowe rozróżnienie pstrąga potokowego od jeziorowego czy morskiego po wyglądzie jest naprawdę trudne, tym bardziej że wszystkie lubią "przesiadki" i wtedy brak zupełnie możliwości rozpoznania. Porównajcie psy: pekińczyka, alzatczyka i podhalańczyka - a teraz sobie wyobraźcie, że w hodowlach psów nie zwraca się uwagi na rasy tak samo jak w naszych ośrodkach zarybieniowych. No i fotka mieszańca jamnika z bernardynem dopiero byłaby sensacją...
Nawet starając się podczas zarybień zachować miejscowe pstrągi (jak ja to robię na swoim odcinku Raby) nie mam ani pewności ani możliwości sprawdzenia, czy rzeczywiście rozpowszechniam lokalną rasę zbliżoną do autochtonicznej, czy tylko powielam lokalne mieszańce i formy udomowione. Sprowadzane pstrągi znaczę, ale to też nie gwarantuje braku ich udziału w tarle. Im dziksza forma - tym mniejszą szansę rozpowszechniania genów ma nawet w moim sposobie gospodarowania, toteż jedynym sposobem zachowania dzikich i nie pokrzyżowanych ras ma naturalne tarło w długich okresach czasu, nie "podpierane" zarybieniem pochodzącym od hodowlanych ryb. Co niestety, nie ma miejsca w naszych rzekach, bo reguły przetargowe preferują zarybienia "kasą".
|