|
Łukasz, jak zwykle starasz się zwalić wszystko na metodę (kluskownictwo), a nie widzisz problemu gdzie indziej. Rację ma Venom, że elita sprzed kilkunastu, czy kilkudziesięciu lat praktycznie wcale nie stosowała metody 'no kill', a łapanie i zabijanie kompletów ryb było na porządku dziennym. Przejrzyj sobie WW sprzed lat - lata 60-te, 70-te, poczytaj opisy, pooglądaj opisy, zobacz jakie wędkarskie 'tuzy' miały na rozkładzie komplety... Wiesz ile pstrągów miał na rozkładzie były naczelny WW ??? Nie uwierzyłbyś...
Jak jest teraz? Jest więcej muszkarzy - bez wątpienia. Zabijają więcej ryb - statystycznie na głowę na pewno nie, ale sumarycznie tak. Tylko, że tak to działa - ludzie chcą odpocząć od codzienności, obcować z przyrodą, zmierzyć się z rybą. Mają do tego prawo, jesli spełniają okreslone prawem warunki. Ponadto więcej wędkarzy muchowych - tp więcej wpływów do kasy dzierżawcy (właściciela wody), czy tak?
Nie zwalajmy wszystkiego na wędkarzy, coraz większa grupa z nich świadomie rezygnuje z zabijania ryb. Mamy problem bardziej złożony - kwestie własności wód, umiejętności i chęci robienia z tego czym jest naszym hobby dla potencjalnych inwestorów - BIZNESU.
I proszę nie wciskajcie mi, że nie można samotnie połowić ryb. Mogę Cię zaprowadzić jutro na takie zadupie, że nie spotkasz psa z kulawą nogą, ale będziesz musiał na nogach parę kilometrów zrobić. Nie da się wygodnie podjechać nad wielką rzekę samochodem (vide San) i życzyć sobie samotności. Chyba, że taką rzekę ktoś wykupi tylko i wyłącznie dla siebie, no ale nie o to chyba nam wszystkim chodzi...
Pzdr,
Darek
|