| |
Dobiega końca (kolejny) najdłuższy weekend, ciekaw jestem co i gdzie połowiliście. Dla mnie wyjazd był tylko w 20% wędkarski (byłem z żoną), ale bardzo udany.
Po kolei:
Jedziemy na Podhale, 3 godziny w korku na Zakopiance i jesteśmy na miejscu.
Środa koło 21-wszej, dzwonie do Zbyszka Szwaba, umawiamy się na czwartek na 5:30, będzie jeszcze Paweł Zawadziłło z kolegą.
Czwartek 5:30 przyjeżdzam na most w Szaflarach, chłopaków nie ma.. Dzwonie, czekają kawałek dalej przy Zakopiance, jak zwykle pomyliłem miejsce. Spotykamy się za 5 minut i po krótkiej naradzie jedziemy na Czarny Dunajec w okolice Ludźmierza. Pawła z kolegą odwozimy jakieś 3km powyżej mostu, a ja ze Zbyszkiem zjeżdzamy do mostu. Pogoda jest śliczna, zapowiada się się piekny słoneczny dzień. Szybko montuje wędke i do wody. Na pierwszy ogień wiąże glajche (dokładnie taką: http://www.flyfishing.pl/katalog/fly.php?fly_id=2) na prowadzącą i pomarańczową "skóre" na skoczka (http://www.flyfishing.pl/katalog/fly.php?fly_id=35). Staje przed pierwszym dołkiem, pierwszy rzut i branie, niestety zacięcie spudłowane. Druga próba i siedzi, krótki hol i widze szamoczącego się lipienia, wziął na "skórę", na oko ma z 33-35cm, szybko wraca do wody. Niestety okazało się, że była to jedyna ryba złowiona tego dnia. Idziemy dalej do góry obławiając co ciekawsze miejsca, a jest ich w Czarnym Dunajcu całkiem sporo. W kolejnych miejscówkach tracimy tylko troche much, na szczęscie piękna pogoda i wspaniałe widoki rekompensują brak brań. Kończymy łowienie koło 10-tej.
Piątek 5:00 - zrywam się (kurde, jakbym potrafił tak do pracy..), pakuje sprzęt i nad wode. Decyduje się łowić gdzieś wyżej, bo tłumy poniżej Nowego Targu mnie nie zachecają. Wybieram Czarny Dunajec, jestem tam dość wcześnie. Rozkładam sprzęt, wychodzę nad wode i pierwsze rozczarowanie (już wiem skąd wzieł się nazwa Czarny Dunajec), woda płynie przybrudzona, teoretycznie mógłbym połowić ale pakuje sprzęt i jade na Biały powyżej Szaflar. Tu podobna sytuacja, do tego otoczenie rzeki nie takie ładne jak nad Czarnym. Chwile się zastanawiam i podejmuje rozpaczliwą decyzje, jadę nad Białkę. Wybieram miejsce powyżej miejscowości Trybsz. Parkuje auto i przez dłuższą chwile nie mogę wyjść z podziwu, rzeka jest po prostu piękna (nie ma co opisywać, po prostu trzeba zobaczyć), zakładam dwie mokre (jeżynka i ogonek chyba kuropatwa, tułów mix - oliwkowa wełna z sierscią zająca) do sznura intermediate, troche walcze z prądem i wykonuje pierwsze rzuty. Niestety łowienie na Białce nie jest zbyt proste, przez pierwsze pół godziny więcej walcze z prądem niż łapie. W końcu znajduje dobre miejsce, gdzie udaje mi się jako tako poprowadzić muchy i "siedzi". Ma około 25cm, ale jest naprawde ładny, po 15 minut łapie podobnego, potem jeszcze jednego (ten sam rocznik). Pstrążki pomimo swoich rozmiarów sprawiają mi dużo radości, w końcu Białka nie jest "łatwą" rzeką. O 9-tej kończe łapanie i jazda do żony na śniadanie.
Sobota - nad wodą jestem dopiero koło 7-dmej, tym razem od razu jade nad Białkę, mądrzejszy o doświadczenia z poprzedniego dnia zabieram ze sobą kijek narciarski. Zakładam ciężkie nimfy (glajcha i złotogłówka z oliwkowym tułowiem, złotą owijką i krótkim ogonkiem) i do wody. Z trudem przechodzę przez bystrze w kierunku dużego głazu. Puszczam nimfy na skraju prądu przy samym kamieniu, no i za trzecim przepuszczeniem jest przytrzymanie, szybko zacinam. Ryba na pewno jest większa niż wczorajsze, schodzi troche w dół, kijek ładnie pracuje. Po jakichś trzech minutach podciągam ją do góry i znowu zdziwienie, to nie mój wymarzony pstrąg, tylko bardzo duży lipień. Wział na złotogłówke, odczepiam go, przykładam do kija, ogon wystaje troche poza kreske 40cm. Wypuszczam rybe i patrze jak powoli odpływa. Potem wychodze na kamieniec, siadam sobie, pije soczek i jem śniadanko, podziwiam Tatry - dla takich chwil się żyje.. Łowie jeszcze przez godzine, ale bez zbytniej koncentracji (jestem zbyt zadowolony).. nie mam już brań. O 9-tej kończe. Jade po żone, jemy śniadanko, kupujemu zapas oscypków i do W-wy.
pozdrowienia
michał
|