| |
Jednak twierdzenie ze wedkarz jest bez winy jest zawezaniem problemu
Wędkarze są odpowiedzialni w jakimś stopniu za spadek populacji ryb łososiowatych. Wędkarze - ale nie metoda którą łowią. Bo to wędkarz łowiący na nimfę, suchą czy streamera ma wybór - zabrać albo wypuścic rybę. Jesli za często będzie korzystał z pierwszego rozwiazania to efekty sa jakie są...
Czy naprawde nikt nie widzi jakosciowej roznicy miedzy nimfa a innymi metodami? Przeciez mowienie o "olowianej lamecie" to czysta hipokryzja. Wsrod splawikowcow tasme olowiana nazywa sie po prostu ciezarkiem. Czy linka sluzy do czegos innego niz wskazywanie bran? Przeciez to ma wiecej wspolnego z przeplywanka niz lowieniem na muche.
Jeżeli ktoś myśli że wystarczy sam Pb do stworzenia "zabójczej" muchy to jest w błędzie. Tak jak wychodząc do suchej muchy lipień "liczy nóżki", tak przy nimfie drobna różnica w "subtelnym odcieniu dubbingu" może spowodować brak brań. Na co te różne cudowne materiały, wełny, kiełbasy, dubbingi w setkach rodzaji ?
Co do mojego lowienia na Bobrze. Jak mi wiadomo na powierzchni nigdy nie zeruje wiecej jak 30% populacji. Taki odsetek byl zagrozony okaleczeniem. Stosujac metody "plytkie" nie da sie wylowic calej populacji. A kluska sie da. I tak tez sie stalo - liczebnosc lipienia zostala w ciagu 2 lat tak zredukowana, ze na powierzchni zaden juz sie nie pojawia. Przy pomocy mokrej muchy nigdy by tego nie dokonano.
Nie dokonała tego "kluska" tylko wędkarze...
Ja tez jade na ryby po to aby miec brania, wyholowac to i owo. Nie jestem masochista ktoremu radoche sprawia wymachiwanie kijem. Tylko zanim kluska weszla do masowego uzytku nie narzekalem na brak kontaktow z rybami. Teraz narzekam. Pod koniec lat osiemdziesiatych wszyscy nad woda mieli jakies wyniki. Nimfiarze za to mieli wyniki rewelacyjne. Teraz tylko nimfiarze maja jakies wyniki a ci ktorzy lowia tak jak przed dziesieciu laty nie maja ich prawie wcale.
Może czas łowić na nimfę...
Osobna sprawa jest zabieranie zlowionych ryb. Lipien jest jedyna ryba ktora wypuszczam "programowo", chociaz bardzo go sobie cenie w postaci wedzonej. Trzeba sobie jednak zdawac sprawe, ze "no kill" pozostanie w Polsce zjawiskiem marginalnym i dlatego przy powszechnym i tanim dostepie do wod nalezy eliminowac metody bedace zagrozeniem dla gatunku. Tak jak nie wolno uzywac agregatu czy chocby "nimfy spod lopaty"
Czy piętnaście lat temu ktoś wyobrażał sobie pełne pólki w sklepach ? Myślę, że podobnie będzie z "no kill". Minie jakiś czas i postępowanie to upowszechni się.
Eliminować nimfę ? Moze też woblery, bo przyczyniły sie do wyłowienia iluś pstrągów ? Nie. Trzeba szukać innych rozwiązań. Oddać wody mądrym gospodarzom. Zwiększyć zarybienia i robić to fachowo. Chronić przed kłusownictwem. A jak trzeba to podnieść i opłaty.
Moj pierwszy sezon z muchowka to bodajze rok 88. Moj Boze, co to sie wtedy dzialo nad woda, czesto niezaleznie od pory dnia i roku. Nie bylo problemu ze skuszeniem (co nie oznacza "zlowieniem") lipienia w srodku upalnego dnia.
Oj działo się działo. Mam nadzieję, że takie czasy jeszcze wrócą i zarówno wędkarz łowiący na suchą, mokra czy nimfę będzie mógł dobrze połowić. Czego sobie i wszystkim życzę
Witek
|