|
Panie Józefie, tu nie chodzi o Pańskie dodatkowe zakazy. Myślę, że to jest wychowanie i w tym zakresie niewiele już można zrobić. Natomiast ma Pan rację co do kłusownictwa - ale tutaj użyję przykładu. Gdy następuje zarybienie, w miejscach wpuszczenia ryb nagle pojawiają się łowiący klenie, którzy okupują te miejscówki. Ostatnio dla żartu jednemu z nich wskazałem stadko kleni w parku, który uparcie biczował dołek powyżej mostu na Zarabie. Nie interesowało go to, tylko po moim odejściu zmienił przynęte, a gdy obserwowałem go z daleka zauważyłem, że w momencie zbliżania się muszkarzy, za każdym razem zmieniał to co miał na haku. Dla mnie jest oczywiste, że "kleniarze", to łowiący pstrągi "inaczej", ale nie na owoce, a na robaczki lub inne sprawdzone przynęty na pstrągach. W takiej sytuacji potok też się "zawieci" na haku. Nie widziałem jeszcze, aby jakaś rybka po złowieniu przez takiego pana została wypuszczona, a wszystkie dostawały w łeb! Myślę jednak, że Pan doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Tak więc kłusownictwo szerzy się też pod Pańskim nosem, zgodnie z powiedzeniem, że "pod latarnią najciemniej". Byłem i jestem zwolennikiem teorii, że "kontrola jest najwyższą formą zaufania"!!!.
Dla tej jednej troci/potoka, który spadł(a) mi w sobotę i tak warto było pojechać na Rabę, no bo gdzie indziej w okolicach Krakowa... ???(nie lubię strumyków).
Pozdrawiam
R.B.
|