| |
Traciłem czas, bo nie miałem wyjścia. Tam gdzie byłem nie ma sklepów wędkarskich, nic tam nie ma, nawet haczyka. Ale to nie wina zwykłych ludzi tam mieszkających, bo mieszkają na Kubie. Jadąc tam miałem pół dnia na organizację wyjazdu, a nie tylko ryby były w planie, tak naprawdę nawet nie wiedziałem czy będę w ogóle łowił i o co tam chodzi ze wszystkim, bo pojechałem zupełnie w ciemno. Stąd travel w klasie 5, który był pod ręką i parę pierdułek do robienia much. Wszystko to wzięte tak na wszelki wypadek.
Teraz mam tam miejscowego kolegę (muchówkę widział pierwszy raz na oczy- została tam w prezencie z całym osprzętem, pudełkiem much, żyłkami itd. ), wiem na co łowić, wiem gdzie łowić, kumpel załatwi prawdopodobnie łódkę. Frycowe zapłaciłem a teraz wybieram sie połowić z prawdziwego zdarzenia. Choć nigdy nie łowiłem czynnie na spinnig to zabieram też 4-skład i pudełko pełne Rapali- głównie w kolorze fire-tiger dlatego, że nawet przy najwiekszym odpływie nie mogłem dorzucić muchówką tam gdze zaczyała się czarna głębia i stromy stok. Pachnie tam kabanami a jeżeli nie będę miał łodzi to dorzucić tam można tylko spinningiem. Woblery to jedno, ale na pewno założę też streamera na troku bocznym.
Co do czasu i sprzętu to łowiłem w listopadzie sznurem clear intermedialem, ale nie sądzę by pływający w dowolnym kolorze mógłby kogoś tam wystraszyć 
Konrad
|
