|
Temat wraca jak bumerang, choć kiedyś wywolywal większe emocje. Pogrzeb sobie w archiwum... W wypowiedzich internautów widac zwrot w tym temacie o 180 stopni, parę lat temu zwolennicy tataru z lipienia byli w znacznej przewadze
Niestety w realu widok kogoś wypuszczającego ryby zwłaszcza, nie obrażając nikogo, na poludniu Polski należy wciąż do rzadkości. A to dalsza rodzina przyjechala, a to żona lubi rybki, a to karta musi się zwrócić... wszyscy walą w łeb jak Polska długa i szeroka. Niby kazdy przez ten etap przechodzi, tylko jakos tych niereformowalnych wcale nie ubywa. A ze wędkarze potrafia duzo zjeść, to widac po stanie naszych wód. Tak, tak wiem... klusownicy, kormorany PZW i tak dalej... ale jak na razie rybki mozna sobie tylko połowić w Wiśle czy na Sanie. I chyba jeszcze dluuugo tylko lowiska "komercyjne", "specjalne" będą oazą względnie bogatego rybostanu. I dopóki nie przybedzie dobrych łowisk, nie zwiekszą sie zarybienia, nie zaostrzą przepisy i ich egzekwowanie, póki nie zmieni się mentalność... do tego czasu widok stada lipieni w normalnych wodach bedzie rzadkością. Wypuszczanie ryb na wiekszości łowisk jest po prostu koniecznością.
Osobiscie to nawet nie miał bym juz sumienia chyba zabić lipienia... jestem przy ich zarybianiu, obserwuje je na tarle, wypuszczam na zawodach... jakos potem sie no to wszystko inaczej patrzy. Jak ktoś sie nie moze oprzec niech sobie weżmie jedna czy dwie rybki na jakiś czas. Jesli rzeka jest co roku zarybiana, to korzystanie z jej darów z umiarem, nie doprowadzi do żadnej tragedii.
Ostatno w sumie dość mocno sie zdziwiłem mozliwosciami pewnej rzeki w mojej okolicy nigdy nie zarybianej lipieniem, a ze stadem rodzimym. Mimo znacznej presji trzyma sie dzielnie. Na okręgowych zawodach kilkanascie osób złowilo setke miarowych ryb. Niestety mlodych roczników brakowalo, stąd pewnie nadejdą lata chude. Takiej rzece nalezy sie moim zdaniem szczegolny szacunek i zabieranie z niej lipieni jest mocno niewskazane.
Prowadząć sklep wędkarski skazany jestem na wysluchiwanie opowiesci o sukcesach dzielnych wędkarzy miarą których jest slowo komplet. Nie ukrywam ze sie gotuje we mnie, ale cóż takie ich prawo. Wtedy też nachodza mnie nieraz wątpliwosci... a moze właśnie zlowienie kompletu ryb i ich zabicie to istota i cel wędkarstwa ??? Na szczescie te rozterki szybko mijają, a wyzwanie kogoś od mięsiarzy przynosi znaczną ulge i poprawę nastroju
Zresztą ostatnio mi to oglednie mówiac wisi, przestałem naprawiać świat, ja wypuszczam a inni niech robią jak sami uważają za stosowne.
Nawiązując do bezzadziorów, jesli ktos chce wypusczac, to dobrze by bylo zeby ich uzywal. Oczywiscie pamiętajac o innych zasadach no kill. Jak się potrenuje to ryby nie spadają, u mnie współczynnik po chyba siedmiu latach ich stosowania to jedna miarowa na dziesięć. Nie znam problemu spadania ryb
Dzis mielismy w miarę udane łowienie, w trójkę złowilismy i wypuscilismy 21 miarek i masę krótkich, odjeżdzalismy ze swiadomoscią, że kiedy wrócimy tam nastepnym razem bedzie równie fajnie. Za pare dni za to kilka rybek sobię wezmę... nie ma nic pyszniejszego niż swieżutkie flądry łowione ciemną nocą wsród zachwytów zgrabnych letniczek z główki we Wladyslawowie... Tylko ten ból glówy rano, od nadmiaru jodu
|