|
Na tym forum piszemy po polsku, a nie po angielsku. Polacy nie gęsi, własny język mają. Nazwa "keisy" ma polski odpowiednik - wylinka. Nie rozumiem dlaczego wszyscy piszący w naszej literaturze po polsku podają wyłącznie nazwy angielskie. Powinna być nazwa polska i ew. w nawiasie termin angielski (jeśli rzeczywiście jest takaża potrzeba). Tak jest poprawnie z językowego punktu widzenia. Dotyczy to zwłaszcza czaspism i książek wędkarskich, których obowiązkiem jest dbałość o język ojczysty. Dla mnie stosowanie wyłącznie nazw angielskich oznacza brak rozeznania we własnym języku, a także w rodzimej literaturze. Zbyt często wiele osób chełpi się znajomością literatury zagranicznej, która nierzadko nie jest wiele warta.
Odrębną sprawą są terminy typu "invalid-fly", który jest bełkotem z punktu widzenia przyrodniczego i wędkarskiego. Ktoś, kto choć trochę ma pojęcie o odżywianiu się ryb nie używa takich terminów. W anglojęzycznej literaturze wędkarskiej autorzy silą się na wymyślanie jakiś nowych zwrotów i cudów językowych (bez odniesienia do rzeczywistości), albo "wniosków" przyrodniczych, które następnie są powielane przez pokolenia. Jako przykład mogę wspomnieć Schwieberta, Lafontaine'a i Borgera (lista jest długa). Bardzo dobrzy wędkarze, ale piszący beletrystykę. Zresztą od 2000 lat to samo było z Arystotelesem i Pliniuszem, których bzdury przyrodnicze powielano jeszcze na początku XX w., również poza granicami ich krajów.
To, że Anglicy walnie przyczynili się do rozwoju wędkarstwa muchowego nie oznacza, że we wszystkim trzeba ich małpować. Trzeba trochę krytycyzmu i umiejętności rzeczowej oceny, co jest rzeczywistostą wiedzą, a co należy odrzucić. Kanon obowiązujący nie tylko w nauce, ale także w życiu codziennym.
|