|
Marcinie,
To dobry przykład, bo pokazuje jak ważne jest uzyskanie wpływu na to, co się dzieje. Albo bezpośrednio albo za pośrednictwem swoich przedstawicieli. Na tym polega poważne traktowanie rzeczy, które się deklaruje.
To u nas szerszy problem. To samo dotyczy np. katolików, krtórych według deklaracji mamy 95% społeczeństwa, a niewielu wie na czym ich religia polega, zaś zasadnicze podstawy wiary nie są wcale oczywiste (ostatnie badania publikowane za pośrednictwem mediów). Generalnie lubimy fasadowość, a nie rzetelne zaangażowanie w to, co deklarujemy. I lubimy oczekiwać od innych.
Gdyby taki wpływ był, to możliwe byłoby zorganizowanie np. wspomnianych zarybień w taki sposób, żeby ułatwić udział w nich zainteresowanych. Po tym jeszcze pozostawałyby problemy w rodzaju: na ile deklarowane zainteresowanie jest faktycznym zainteresowaniem oraz jak zorganizować pracę zatrudnionych np. w Związku i w ośrodku hodowlanym (niekoniecznie przecież związkowym) żeby byli dostępni w dniach wolnych od pracy, które z kolei "odpowiadają" potencjalnie zainteresowanym wędkarzom. I czy warto zawracać ludziom głowę jeżeli i tak zarybienie zostanie wykonane przez pracowników, a pojedynczy wędkarze bedą czymś w rodzaju "ozdobnika" albo samozwańczą "społeczną inspekcją".
Z kolei trzeba zauważyć, że rzeka płynie nieustannie i zajmowanie się nią "od święta" to nie całkiem to, o co chodzi..
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|