|
Oczywiście jest wyjście: PZW powinno kupować lub wynajmować niewielkie ośrodki hodowlane, w nich osadzać małżeństwa studenckie po rybactwie lub biologii, dać im dwie pensje i operat rybacki do realizacji, oraz akceptować plan wydatków. Nie ma znaczenia na jakim poziomie - ale odpowiedzialność za miejsce swego zamieszkania i pracy w połączeniu z długoletnią umową i szansą kariery zawodowej "tu i teraz" doprowadziłoby do znajomości poziomu wędkowania i monitorowania stanu obwodu, w której to sytuacji działacze mogliby oceniać efekty i wyniki, a potem do nich się odnosić. W sytuacji dzisiejszej dyskutują zaledwie nakłady i porównują je do zarobków przeciętnego wędkarza - a to, przepraszam, ani pstrąga, ani lipienia, ani RZGW nie obchodzi.
Tak (w przybliżeniu robię), tylko że mój obiekt nie jest w stanie wygenerować dwóch pensji. Zatem facet, który tam pracuje, ma myśleć o swojej (i mojej) przyszłości. Poprzedni po prostu odszedł do... PZW. Obecny, na razie się sprawdza. Dla mnie, człowiek, którego boli każda martwa ryba ma swoją wartość.
To tak na marginesie, ponieważ łowisko jest u mnie marginesem działalności. Ale może może kiedyś (w tym roku?) jego znaczenie wzrośnie.
|