|
I na koniec mała dygresja. W całym cywilizowanym świcie rybę jak każde inne
zwierze traktuje się podmiotowo jako żywą istotę, która odczuwa i wymaga
minimum szacunku. Każde współczesne łowiectwo naruszając te granice stawia
szczególne pytanie - co nam wolno, a czego nie? Nie jestem zbyt uważnym
obserwatorem tych zjawisk, ale dostrzegam, pewną tendencję. Zawody, w
których męczy się ryby, by zdobyć punkty a nie zaspokoić kulturowy atawizm
polowania coraz częściej uznaje się jako naruszające tą delikatną granicę. W
Europie to pogląd coraz powszechniejszy, w Stanach, zwłaszcza Kanadzie już
nie dyskutowany. Może pora by i u nas rozpocząć rozmowę na ten temat?
To nie dygresja tylko po części odpowiedz na moje pytanie. Wydaje mi się, że męczenie dziesiątek małych lipieni dla "sportu" to przekroczenie tej cienkiej granicy. Jedna, dwie może ciut więcej ryb dostarcza przecież wystarczająco dużo emocji, adrenaliny.
|